- W serialu Głęboka woda gra pani Alinę. Niewiele o niej wiadomo. Kim ona jest prywatnie, jak spędza wolny czas?
- Wolnego czasu ma niewiele, bo ta praca nie kończy się o określonej godzinie, a w głowie trwa praktycznie cały czas. Wiem, że ma męża, ale ten związek raczej nie należy do udanych. Bardzo chciała mieć dziecko - nie udało się, i pewnie z powodu tego niespełnienia zajmuje się problemami dzieci. Walczy, żeby nie działa im się krzywda. Angażuje się, czasem nawet tak bardzo, że popełnia błędy. W ośrodku zorganizowała świetlicę, gdzie dzieci mogą nie tylko odrobić lekcje, ale nauczyć się wielu ciekawych rzeczy.
>>> Seriale po wakacjach 2013. Maks z Lekarzy będzie miał romans, a Marta z M jak miłość będzie strzelać!
- Alina jest osobą wyciszoną, spokojną. Nawet w sytuacjach dramatycznych, emocjonalnych nie podnosi głosu, zachowuje pewien dystans...
- Zdarzyło się, że podniosła głos, ale nie na podopiecznego. Taka jest etyka zawodowa. W ostatniej scenie trzeciego odcinka ciągnęło mnie, żeby wrzasnąć na filmową matkę jednego z małych bohaterów, ale Magda mnie powstrzymała. I miała rację. Większą siłę ma zdanie powiedziane dobitnie półgłosem, emocje pokryte udawanym spokojem.
- Magdalena Łazarkiewicz jest reżyserką konkretną, wymagającą, pani - doświadczoną aktorką z wielkim dorobkiem, ale też zajmuje się pani reżyserią. Praca toczyła się bez problemów czy zdarzały się spięcia?
- W czasie realizacji pierwszej transzy miałam pewne trudności Nim zagrałam w "Głębokiej wodzie", poznałam Magdę prywatnie i bardzo ją polubiłam. W związku z tym cholernie zależało mi, żeby jej nie zawieść i dopadała mnie trema jak u debiutantki. Im bardziej się starałam, tym bardziej mnie to blokowało Nie umiałam się otworzyć.
- Ale reżyserka jest chyba z pani roli zadowolona, skoro zaprosiła panią do kolejnej części serialu?
- Mam nadzieję, że nie żałuje
- "Głęboka woda" uświadamia widzom, ile wokół ludzkich nieszczęść, ilu ludziom źle się powodzi. Czy sądzi pani, że dzięki serialowi staniemy się wrażliwsi na los innych?
- Chciałabym, żeby tak było. Mogę mówić tylko za siebie, a dla mnie pomoc drugiemu człowiekowi jest oczywistością. Gdy widzę nieszczęście, staram się coś na nie zaradzić. I nie dlatego, żeby się sobie przypodobać, czy żeby ktoś dobrze o mnie pomyślał. Mam taki bezwarunkowy odruch. Nie jesteśmy na świecie sami. Dokoła żyją inni. Nie sposób ich nie zauważać i czasem trzeba im podać rękę. I tyle. To chyba świadczy o naszym człowieczeństwie.
- Oprócz aktorstwa uprawia pani także fotografię i poezję. Co pani ostatnio fotografowała? Jaki wiersz napisała?
- Uprawiam
ładne słowo. To jakby zasiać ziarno, z którego coś wyrasta i ktoś może się tym pożywić. Mam nadzieję, że tak jest. Jak tylko mam czas, żeby pójść z aparatem gdzieś przed siebie, to okazuje się, że prawie zawsze jest coś warte sfotografowania. Szukam niezwykłości w zwykłym. Piękna w brzydocie. A wiersze? Od czasu do czasu coś tam skrobnę. Niedawno wrocławskie wydawnictwo Qaestio wydało zbiorek moich najnowszych wierszy pt. "Odjazdy". W wydawnictwie Atut wyszły moje przekłady poezji Josepha von Eichendorffa pt. "Memento". To taki bardzo mi bliski, wspaniały romantyk, którego tłumaczę od lat.
Chcesz wiedzieć więcej o serialach? Polub nas na Facebooku!