SE: - "Gliniarze" są takim dość grzecznym serialem policyjnym. W prawdziwej policji mamy znacznie więcej przekleństw na przykład.
Piotr Mróz: - Nie ma, chociażby z racji tego jakaś pora emisji, że bardzo młodzi ludzie nas oglądają też. Ale czy my chcemy? Jest taki nurt właśnie w kinie, który zapoczątkował i w jakiś sposób mu przewodzi Patryk Wega. I u niego z kolei wszystko się opiera na przekleństwach. Ja sobie tak pomyślałem: "Pitbull". Ostatnią część tej - można już powiedzieć sagi - wyreżyserował Władysław Pasikowski. I zobaczyłem zupełnie inny film! Też ma akcję, też ma gangsterski wątek, w którym też dużo się dzieje, ale nie przeklinają co drugie słowo, tak? Więc mam wrażenie, że te przekleństwa w tak dużym wymiarze są w kinie niepotrzebne, a mogą być wręcz niesmaczne. Można to zastąpić zupełnie innymi czy słowami, czy jakimiś takimi czynnikami albo sztuczkami aktorskimi, żeby nie straciła scena na mocy, a żeby nie trzeba było rzucać tymi bluzgami.
SE: - Pan nie kryje, że jest pan osobą bardzo głęboko wierzącą?
PM: - Nie róbcie też na mnie pierwszego świętego internetu... (śmiech)
SE: - Serial "Gliniarze" jest pozbawiony scen erotycznych z tych samych powodów, z jakim nie ma tam brzydkiego słownictwa. Ale gdyby pan na przykład takie rozbierane wyzwanie aktorskie dostał, to jak pan by je potraktował, jako osoba wierząca?
PM: - Przede wszystkim porozmawiałbym z reżyserem, bo to on ma jakąś wizję... Jaki będzie poziom erotyki, w którą trzeba się będzie zanurzyć? No bo jeżeli ludzie na ekranie się pocałują i widać, że później spotykają się w łóżku i gdzieś tam pod kołdrą coś się dzieje, ale na pierwszym planie są emocje, to jest to dla mnie ok. Bo nie jest to nasączone erotyzmem, tylko uczuciami. Gdyby tak miały wyglądać te sceny, powiedziałbym: czemu nie? To jest mój zawód, tak? Ale gdyby ta nagość, ta perwersja i seks były zbyt mocno eksponowane, takie wręcz zwierzęce, niemoralne, to uznałbym za niesmaczne i nie zagrałbym. Nie potrzebuję pod czymś takim się podpisywać. Powiem tak, seksualność jest naturalna. Jednak gdyby, zgodnie z wizją reżysera, to miało być po prostu wyuzdane, pozbawione z jakichkolwiek zasad moralnych, perwersyjna scena seksualna, seksu zwierzęcego, z fetyszami, to nie wiem, czy bym się zgodził. Są rzeczy, które opłaca się robić, ale nie warto. I są rzeczy, które warto, ale nie opłaca się robić.
Nie trzeba być głęboko wierzącym, żeby zastanowić się nad sensem scen, które się odgrywa i wizją całego dzieła. Mnie to boli, że wielkość aktorek i aktorów, bardziej aktorek w naszym kraju, buduje się na trudności erotycznych scen. Im odważniej weszła w taką rolę, ta później jest stawiana na piedestale, że teraz jest w stanie zagrać już wszystko. No ok, aktor jest od tego, żeby grać, ale Bogusław Linda powiedział w pewnym momencie, a uważany był za bawidamka, że on jest dla jednej kobiety i nie życzy sobie, grać scenę erotyczną. Więc jakby ja też bym tego unikał. To nie jest być albo nie być.