Tydzień temu Anna Głogowska pojawiła się w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Pragi-Północ. Tancerka została wezwana na przesłuchanie w roli świadka. Wszystko przez to, że w latach 2015-2016 kontaktowała się telefonicznie z dilerem gwiazd Cezarym P. W tamtym czasie diler i tancerka wymienili ponad trzydzieści połączeń telefonicznych. Prokuratura Okręgowa w Warszawie twierdzi, że Cezary P. zaopatrzył tancerkę w towar w ilości nie mniejszej niż 17 g netto za łączną kwotę nie mniejszą niż 5250 zł.
Była gwiazda "Tańca z gwiazdami" zapewnia, że u dilera zamawiała jedynie tani alkohol i kotlety.
- Czarek miał sklep z alkoholem, który splajtował. Miał więc towar, którego tanio się pozbywał. Niech rzuci kamieniem ten, kto nie chce kupić za pół ceny. Sytuację z alkoholem pamiętałam tylko dlatego, że na nagraniu słychać, jak mówię Czarkowi, że mam farbę na włosach i nie mam jak wyjść z domu. Być może pan prokurator na moim miejscu poszedłby z farbą na włosach. Do sklepu, w którym jest dwa razy drożej... To była szopka - tłumaczy się w "Twoim Imperium". - Czarek dwa lub trzy razy przywiózł mi jedzenie ze swojej gastronomii. Powinnam pamiętać przez prawie trzy lata, ile ten kotlet kosztował? Mam się wstydzić tego, że rozmawiałam z Czarkiem? Nie żałuję tej znajomości. To jest człowiek, który ma serce na dłoni. Chciał nauczyć się tańczyć, żeby zrobić niespodziankę żonie. Właśnie wtedy się poznaliśmy. Z czasem poznałam jego wnuczkę i żonę, zostaliśmy znajomymi. To nie jest karalne - dodała.
Czy ktoś uwierzy Głogowskiej w te tłumaczenia?
ZOBACZ TAKŻE: Piotr Gąsowski i Anna Głogowska - historia ich związku