Decyzją o wycofaniu się z festiwalu Edyta zawiodła fanów i postawiła w kłopotliwej sytuacji organizatorów, czyli TVP. Podobno piosenkarka może się już zapomnieć o współpracy z telewizją publiczną, przynajmniej na jakiś czas (czytaj "Górniak też żegna się z TVP?").
Po świetnych koncertach, jakie Górniak dała w Opolu i na TOPtrendy, jej decyzja była tym bardziej niezrozumiała. Próbuje ją wytłumaczyć "Życie na gorąco". Zdaniem tygodnika, Edyta miała po prostu dość pracowania na konto swojego męża i menedżera Dariusza Krupy (33 l.).
- Kontrakt podpisany był przez Darka i jego firmę EG Production. Taka sytuacja miała już miejsce. Edyta pracowała, a potem dostała z zysku jakieś 10 proc. - mówi informator "ŻnG".
Taki układ sprawdzał się może, gdy Edyta i Darek byli razem (to Krupa, jak przyznała Górniak w wywiadzie dla "Vivy", trzymał w tym związku pieniądze), ale teraz stał się nieaktualny.
Współpracownicy Darka tłumaczą jednak, że Edyta dostaje tylko 10 proc., bo każdy jej występ to kosztowne przedsięwzięcie. "Stylistka, makijażystka, manicurzystka, fryzjer, hotel, posiłki, dojazd, obsługa techniczna i aranże muzyczne, wynagrodzenie dla grupy muzyków grających na żywo" - wylicza tygodnik.
A co na to sam Krupa? - Kwestie finansowe między mną a moją żoną rozstrzygną prawnicy albo sąd - komentuje krótko.
Nas tylko zastanawia jedno: skoro Darek jest takim złym menedżerem, to dlaczego Edyta ciągle korzysta z jego usług?