Edyta Górniak postanowiła wytłumaczyć, dlaczego wyprowadziła się od męża. Z oświadczenia pełnego truizmów i niedopowiedzeń wynika jedno: piosenkarka ma problem z określeniem, czego naprawdę chce.
"Sytuacja, w której życie zawodowe jest prowadzone równolegle z życiem rodzinnym i toczy się pod jednym dachem, prowadzi często do zachwiania proporcji. Jeśli dom jest jednocześnie biurem, studiem nagrań i kancelarią, przestaje być ostoją, w której człowiek może odpocząć, zebrać myśli i przebywać w harmonii ze swoją rodziną. Kilka lat trwania w takim stanie rzeczy, potrafi wtrącić do życia mnóstwo niepotrzebnych emocji, które z czasem przesłaniają to, co w rodzinie powinno być najistotniejsze. Stąd nasza decyzja o podjęciu próby odnalezienia siebie i swoich pasji na nowo, a co za tym idzie - osobnym zamieszkaniu" - napisała Edyta.
Rodzi się pytanie - czy nie wiedziała o tym, decydując się na związek małżeński z Krupą? Nie była wówczas już nastolatką, która dopiero rozpoczyna karierę, powinna więc zdawać sobie sprawę z konsekwencji podjętych decyzji.
"Z uwagi na dobro naszego synka, żyjemy w bliskim sąsiedztwie, aby móc na co dzień otaczać go miłością i opieką rodzicielską. Łączy nas wciąż wzajemny szacunek i zaufanie, dlatego sytuacja zawodowa nie zmienia się i nadal wspólnie pracujemy. Teraz jednak praca nie wpływa negatywnie na nasze relacje rodzinne" - dodała Edyta.
To z kolei odrobinę się kłóci z napisanymi wcześniej słowami na temat tego, co w rodzinie jest najważniejsze. Słowo rozwód i rozstanie nie pada ani razu.
Logiczne myślenie nie pozostawia jednak wątpliwości, że na tym się skończy. Gdyby bowiem dla Górniak priorytetem było ratowanie małżeństwa, nie szukałaby ucieczki od Krupy. Ucieczki, która jej zdaniem pozwoli na nowo odnaleźć pasje i zbudować zdrowe relacje.
Wystarczyłoby oddzielić interesy i karierę od rodziny, chociażby poprzez zmianę menedżera i artystycznego opiekuna. Najwyraźniej jednak Krupa na tym polu wciąż się sprawdza.