Nie ma nic gorszego niż strata prawdziwego przyjaciela. Dotkliwie przekonała się o tym Edyta Górniak. Gdy artystka nagrywała w londyńskim studiu materiał na nową płytę, jak grom z jasnego nieba spadła na nią straszna wiadomość. Jej pierwszy menedżer, przyjaciel i bratnia dusza Wiktor Kubiak nie żyje.
"Mieliśmy się spotkać w piątek, potem w sobotę. Przekładałam to spotkanie, bo przeciągały się godziny prac studyjnych. Najbliżsi moi chcąc zapewnić mi wyciszenie, abym oddała całą uwagę Muzyce, nie powiedzieli mi dlaczego nie dostałam sms-a zwrotnego w piątek..." - pisze na Facebooku zrozpaczona Edyta (pisownia oryginalna).
PRZECZYTAJ TEŻ: Nie żyje Wiktor Kubiak. Kim był i co osiągnął?
Gdy do Górniak dotarło, że już nigdy nie będzie mogła porozmawiać, zobaczyć się z Wiktorem, wpadła w histerię i rozpacza.
- Czuję taką dziurę w sercu, jakby ktoś wrzucił do niego granat - wyznała artystka. Górniak nie ukrywa, że to dzięki Wiktorowi odniosła sukces. - Boże jedyny, żebym ja kiedykolwiek wierzyła w siebie tak, jak wierzył we mnie ten Człowiek! Nigdy nie rozumiałam, za co tak kochał we mnie artystę - podkreśla. - Gdyby nie Wiktor, nie byłoby METRA, Litanii, Broadwayu, Eurowizji, pierwszej, drugiej płyty światowej. Byłabym innym człowiekiem. Wiktor przedstawiał mnie kolejnym kompozytorom, uczył języka, uczył życia. Był pierwszą osobą, która próbowała wytłumaczyć mi, dlaczego artystę trzeba chronić. Pokazał mi obraz Managera, z którym nikt już potem nie mógł się mierzyć...
Artystka postanowiła podzielić się swoją rozpaczą z fanami, do Internetu wrzuciła filmik, w którym zapłakana i z opuchniętymi powiekami mówi: "Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale wiem, że muszę dokończyć tę płytę, spróbuję...".