Monika Goździalska, którą widzowie kojarzą z udziału w programie "Żony Warszawy", rozpętała w mediach społecznościowych aferę restauracyjną, o której rozpisują się teraz media plotkarskie. Celebrytka postanowiła bowiem razem z ukochanym wybrać się na Stare Miasto w Warszawie, by zjeść w jednym z restauracyjnych ogródków. Nie chciała jednak zamawiać obiadu, a jedynie wypić kawę i zjeść ciastko. Goździalska w swojej relacji twierdziła, że kelnerka od razu zapytała ich, czy będą zamawiać coś więcej. - Ja mówię, że nie, że chcemy zjeść ciastko i wypić kawę. I pani kelnerka, której nie jest to wina, że ma takiego szefa wariata, mówi do nas: "Nie możecie państwo skorzystać ze stolika ze względu na to, że u nas w restauracji możesz tylko przyjść, usiąść, jak zjesz obiad. Nie możesz przyjść na ciastko - relacjonowała Monika Goździalska. "Pudelek" przeprowadził nawet dziennikarskie śledztwo w tej jakże ważnej sprawie, by sprawdzić, czy również zostaną wyproszeni. I co się okazało? Nie zostali. Stolik, ciastko, kawa i do widzenia - udało się. Obsługa twierdziła, że nie zna afery z Goździalską, choć akurat w to trudno uwierzyć. Być może zmiana podejścia wiązała się właśnie z burzą w sieci. Tym bardziej, że niedługo później celebrytka zaczęła przerzucać się z lokalem oskarżeniami i oświadczeniami w sieci, mniej lub bardziej bezpośrednimi. Do akcji wkroczył też Robert Makłowicz.
Goździalska w furii, bo nie mogła w knajpie "tylko" zjeść ciastka. Makłowicz ma dla niej jedną radę
Monika Goździalska uderzyła w jeden z warszawskich lokali, a ten opublikował w sieci wpis, w którym ewidentnie nawiązuje do celebrytki. Pojawiają się takie określenia jak "deser influencera" i inne. Tymczasem niespodziewanie do sporu włącza się niekwestionowany autorytet kulinarny - Robert Makłowicz, którego "Pudelek" zapytał o zdanie. Czy faktycznie takie sytuacje mogą się zdarzać?
- To zależy, o jakiej restauracji mówimy. Są takie bardziej formalne, gdzie nie możemy wybierać z karty, tylko są całe sety i trzeba zamówić to, co jest w zestawie. Są też mniej formalne, gdzie można przyjść i napić się kawy, a są i takie, które nakrywają specjalnie do posiłku i trzeba zjeść obiad. Wszystko zależy od restauracji - powiedział Robert Makłowicz.
Reporterzy "Pudelka" nie dali jednak za wygraną i dopytywali o konkretny przypadek Moniki Goździalskiej. Wtedy Makłowicz zwrócił się do niej z jedną, istotną radą. - Jeśli ktoś chce wypić kawę i zjeść ciasto, to powinien udać się do kawiarni albo cukierni, a nie do restauracji - podsumował. Zgadzacie się? Po czyjej jesteście stronie? Zagłosujcie w poniższej sondzie.