Grażyna Zielińska pochodzi z Wrocławia. Do Płocka przyjechała do pracy. I choć myślała, że nie zabawi w tym mieście zbyt długo, żyje tu od prawie 30 lat.
- Pracowałam w Wałbrzychu w teatrze i tam zawitał z Warszawy reżyser. Zaprzyjaźniliśmy się. Któregoś razu powiedział, że jak będzie miał swój teatr, to będę mogła do niego przyjechać. Po kilku latach rzeczywiście został dyrektorem w Płocku i pamiętał o swojej propozycji. Zadzwonił do mnie i przyjechałam do jego teatru. Pomyślałam wtedy, że to tylko na chwilę i że wrócę do Wrocławia. Ale minął jeden sezon, drugi, trzeci. Tego dyrektora tu już dawno nie ma, a ja tu tkwię. Dobrze mi się tu mieszka. Mam niewielkie mieszkanie, ale je lubię. Nie mam luksusów, żyję jak normalny człowiek - mówi "Super Expressowi" aktorka.
Mieszkanie Zielińskiej jest czteropokojowe. Najwięcej czasu pani Grażyna spędza w salonie, który zdobią przepiękne obrazy.
- Mój mąż jest ich miłośnikiem. Lubi też popiersia oraz mosiężne figurki, które stoją w salonie w regale - dodaje aktorka. Pani Grażyna ma także gabinet, w którym znajduje się komputer, książki oraz stół - stoją na nim ogromne drewniane szachy.
- Mój mąż je uwielbia. Ja wolę układać pasjansa na tablecie - śmieje się.
Aktorka jednak najlepiej czuje się w swojej kuchni. Oprócz robienia tam pysznych obiadów i wypieków siada przy stole i rozwiązuje sudoku.
- To jest mój raj - śmieje się pani Grażyna.
Zobacz: Kaczoruk i Wojewódzki zaręczeni? Udało jej się usidlić wiecznego kawalera TVN-u?