Byłam dumą rodziny, gdy dostałam się do najlepszego liceum w Gdańsku, do tak zwanej Topolówki. Ale po czterech latach nauki zupełnie nie wiedziałam, co dalej mam ze sobą zrobić. "Może pójdę na psychologię, przynajmniej dowiem się czegoś o sobie, o ludziach" - pomyślałam. Na egzaminie zapytano mnie o "Nad Niemnem", a to była jedyna lektura szkolna, której nie przeczytałam, więc oblałam. Rodzice byli bardzo zawiedzeni.
Zatrudniłam się w dekoratorni wojewódzkiej, dekorowałam wystawy sklepowe. Nie było to pasjonujące zajęcie, więc szybko z koleżanką znalazłyśmy nowy pomysł na życie. Byłyśmy zakochane w tańcu i pantomimie, w mistrzu Henryku Tomaszewskim (+82 l.). Kiedy przyjeżdżał do Trójmiasta, biegałyśmy na wszystkie balety do opery i Filharmonii Bałtyckiej. Kilka razy widziałyśmy przedstawienie "Przyjeżdżam jutro". Postanowiłyśmy: "Jedziemy do Tomaszewskiego, do Wrocławia!". Ku naszemu zdumieniu mistrz przyjął nas do swojego zespołu na etaty adeptek... a potem po pół roku wyrzucił. Wytłumaczył nam, że tracimy czas, że nie mamy żadnych szans na zrobienie dyplomu. Oczywiście miał rację, ale zrozumiałam to później. Wtedy to był najgorszy dzień w moim życiu.
Postanowiłam - bez entuzjazmu - że będę zdawać do szkoły teatralnej. Zostało jeszcze kilka miesięcy do egzaminów. Usłyszałam gdzieś, że teatr w Wałbrzychu przyjmuje adeptów. Pojechałam tam i spotkałam innych młodych ludzi, którzy po cztery-pięć razy próbowali się dostać do szkoły teatralnej. Opowiedzieli mi wszystko o egzaminach. Poszłam też na łatwiznę, nie szukałam już sama tekstów na egzamin wstępny, tylko pozbierałam je od moich nowych kolegów. I bardzo dobrze zrobiłam! Bo na egzaminie na aktorstwo chodzi o to, by pokazać wszystkie swoje możliwości aktorskie, a nie ulubioną poezję, z którą pewnie bym wystartowała.
Mama nie była moim wyborem zachwycona, nie chciała mieć w domu aktorki. Tacie spodobało się głównie to, że skończę studia. Bo zanosiło się na to, że będę jedyną osobą w rodzinie, która nie będzie magistrem. I dlatego cztery lata później pracę magisterską napisałam dla niego, chciałam, żeby był ze mnie dumny.