O synu pan Andrzej mówił rzadko. Może dlatego, że ponad 60-letni Grzegorz Łapicki, w tej chwili Gregory Lapicki, opuścił dom dawno temu, zaraz po studiach. W 1967 roku skończył fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Wyjechał do Stanów, gdzie podjął studia doktoranckie. W tej chwili jest wykładowcą na East Carolina University. Poza tym był synem Zofii, pierwszej żony Łapickiego. Aktor go adoptował, ale nigdy nie było między nimi większej więzi. Potem ich drogi rozeszły się już na dobre.
- To Andrzej miał syna?! - dziwią się zwłaszcza ci z młodszej generacji aktorów, którzy dobrze znają rodzinę Łapickich. Każdy z nich był przekonany, że Mistrz miał tylko jedno dziecko: Zuzannę Łapicką-Olbrychską (58 l.). To z nią chętnie pozował do zdjęć, to o niej mówił pieszczotliwie "córeczka" lub "Zuzia".
W książce z 2010 r. pt. "Nic się nie stało!" Łapicki poświęca jej sporo miejsca. Widać, że więź między córką a ojcem była wyjątkowa. - Jako prezent od Boga traktuję ten tydzień spędzony razem z ojcem nad morzem na początku lipca... - wspominała swoje relacje z tatą pani Zuzanna.
Najwidoczniej Grzegorz nie doczekał się takiego wyjazdu. Nie znalazł się również we wspomnianej książce.
- Andrzej nie lubił o nim mówić. W tamtych czasach nie było łatwo być ojcem dla cudzego dziecka. Nie to co teraz. Nigdy nie łączyły ich więzi krwi, więc się wszystko rozeszło - mówi nam znajomy aktora.
Jednak nieliczni wtajemniczeni liczyli, że na pogrzebie Mistrza Grzegorz się jednak pojawi. Wiedział, że Łapicki nie żyje.
- Nie wiem, czy brat dotrze... Są z tym pewne komplikacje... - mówiła nam przed pogrzebem Zuzanna Łapicka. I nie dotarł. Z USA przyleciała jedynie córka Zuzanny Weronika (30 l.), wnuczka wielkiego aktora...