Wypadek autobusu w Gdańsku Kokoszkach
Do tragedii doszło 2 maja 1994 roku. Autobus PKS Gdańsk zjechał na pobocze i uderzył w przydrożne drzewo. Zginęły wówwczas 32 osoby, a 43 zostały ranne. Był to wypadek z największą liczbą ofiar śmiertelnych na terytorium Polski. 11-letni autobus marki Autosan jechał trasą Zawory – Kartuzy – Gdańsk. W momencie wypadku był przepełniony, zamiast przepisowych 51 pasażerów, na pokładzie było 75 osób. Pojazdem kierował 39-letniego Jerzy Marczyński. Do wypadku doszło 500 metrów przed przystankiem. Kierowca zdecydował się na manewr wyprzedzania ciężarówki Jelcz. W momencie powrotu na prawy pas doszło do pęknięcia prawej przedniej opony. Spowodowało to niekontrolowane zniesienie autobusu na pobocze, na którym rosło drzewo, w które Autosan wbił się czołowo na długość 4 metrów. Kierowca przeżył cudem wypadek. - Moment był, nie zdążyłem po prostu, kierownicę mi wyrwało z rąk. Nie miałem wyjścia. Jakbym w lewo skręcił, to bym z nasypu poleciał. To by było gorzej, bo by przekoziołkował - opowiadał Marczyński leżąc na szpitalnym łóżku reporterowi TVP Gdańsk. W 1999 roku Sąd Rejonowy w Gdańsku wydał wyrok skazujący kierowcę na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery za umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy i nieumyślne jej spowodowanie. Skazani zostali także mistrz stacji obsługi na rok, a zastępca dyrektora ds. technicznych – na 10 miesięcy w zawieszeniu. Feralne drzewo ścięto na początku lutego 2008 roku. Część ofiar pochowana jest na gdańskich cmentarzach.
Katastrofa Jana Heweliusza, śmierć licealistów pod lawiną, tragedia TOPR-owców (Nie)zapomniani WIDEO
Pożar Halii Stoczni Gdańskiej podczas koncertu zespołu Golden Life
Do tragedii doszło 24 listopada 1994 roku. Na miejscu zginęły dwie osoby - 13-letnia Dominika Powszuk stratowana przez uciekający tłum oraz operator telewizji Sky Orunia Wojciech Klawinowski, który wrócił do płonącej hali, by wynieść z niej sprzęt telewizyjny. W wyniku ciężkich obrażeń zmarło w szpitalach kolejnych 5 osób, w tym dwóch ochroniarzy, którzy wcześniej wynosili z płonącej hali nieprzytomne osoby. Rannych zostało około 300 osób, najciężej poparzeni zostali przewiezieni do Specjalistycznego Szpitala Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Przyczyną pożaru było podpalenie. Niestety sprawcy nie ujęto. Oskarżono jedynie organizatorów imprezy, którzy nie zapewnienili drożnych wyjść ewakuacyjnych oraz nie stosowali się do podstawowych zasad zabezpieczeń przeciwpożarowych. W 2010 roku skazano ówczesnego kierownika hali stoczniowej Ryszarda Gackiego na karę 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata. W hołdzie ofiarom tragedii zespół Golden Life nagrał utwór pod tytułem 24.11.94. Przed miejscem, gdzie kiedyś stała hala, ustawiono pomnik, składający się z dwóch kolumn i metalowej belki, na której znajduje się fragment refrenu tego utworu – "Życie choć piękne tak kruche jest".Dominika została pochowana na Cmentarzu Oliwskim w Gdańsku a Wojskiech Klawinowski na Cmentarzu Łostowickim.
Wybuch gazu w bloku w Gdańsku Wrzeszczu
17 kwietnia 1995 roku, w drugi dzień Wielkanocy o godz. 5.50. w bloku przy Alei Wojska Polskiego 39 w Gdańsku Wrzeszczu doszło do wybuchu gazu. W budynku zostały zniszczone trzy dolne kondygnacje powodując śmierć 22 osób. Z powodu groźby zawalenia, dzień po tragedii podjęto decyzję o kontrolowanym wysadzeniu całego bloku i prowadzeniu akcji ratunkowej na gruzowisku. Śledztwo wykazało, że około godziny przed wybuchem doszło do rozszczelnienia instalacji, wskutek której ulotniła się znaczna ilość gazu. Dowodem poszlakowym były odnalezione na gruzowisku dwa odkręcone korki odwadniaczy, które, jak ustalono, musiały zostać odłączone przez człowieka. Podejrzenia padły na Jerzego Szachowskiego, mieszkańca bloku, który także zginął w katastrodie. W monmencie wybuchu miał znajdować się na zewnątrz i mieć na sobie wyjściowe ubranie. - Prawdopodobnie jego celem było zniszczenie stanowiącego jego własność mieszkania i wyłudzenie z tego tytułu ubezpieczenia. Przypuszczalnie nie przewidywał, że jego zachowanie może spowodować aż tak daleko idące następstwa - mówiła rzecznik prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk. Brano pod uwagę także hipotezę kradzieży zaworu instalacji gazowej, której miał dokonać bliżej niezidentyfikowany złomiarz. Do samego wybuchu miała przyczynić się wedle tej hipotezy mieszkanka bloku, która zeszła do piwnicy nakarmić mieszkające tam bezpańskie koty. Zapalenie światła wywołało iskrę, która zainicjowała wybuch. Większość ofiar pochowano na gdańskich cmentarzach. Obecnie w miejscu tragedii znajduje się nowy budynek mieszkalny, który wzniesiono w 1997 roku. Zamieszkali w nim także członkowie rodzin ofiar.
Pożar hotelu socjalnego w Kamieniu Pomorskim
Tragedia wydarzyła się w 13 kwietnia w Wielkanoc 2009 roku. Zginęły wówczas 23 osoby, a 21 zostało rannych. Pożar wybuchł około północy w trzykondygnacyjnym budynku hotelu socjalnego, w którym było zameldowanych 77 osób. Ogień w bardzo szybkim tempie rozprzestrzenił się na wszystkie piętra budynku, co odcięło mieszkańcom budynku drogę ewakuacji. Po tragedii prezydent Lech Kaczyński wydał rozporządzenie o wprowadzeniu żałoby narodowej w dniach 14–16 kwietnia 2009 roku. Zgliszcza odwiedził m.in. premier Donald Tusk i zadeklarował 4 mln zł na odbudowę hotelu. Biegli ustalili, że pożar został zaprószony w wyniku zwarcia instalacji elektrycznej. Nie udało się ustalić, co było bezpośrednią przyczyną zwarcia. Do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko dwóm urzędnikom z Kamienia Pomorskiego, związany z niedopełnieniem przez nich obowiązków zarządu na budynkiem socjalnym. W budynku nie były przeprowadzane kontrole jego stanu technicznego i instalacji elektrycznej, nie było wyznaczonych dróg ewakuacyjnych. Ofiary (w tym aż 13. dzieci) zostały pochowane w większości na cmentarzu w Kamieniu Pomorskim.
Kolejna tragedia w Kamieniu Pomorskim
1 stycznia 2014 roku w Kamieniu Pomorskim 26-letni Mateusz S. wjechał w grupę 8. przychodniów. Śmierć poniosło wówczas 6 osób: Ryszard Borysiuk (+65 l.), małżeństwo Małgorzata Pożarska (+41 l.) i Ryszard Pluciński (+42 l.) oraz aspirant policji Paweł Jankiewicz (+38 l.) i jego rodzina - żona Bożena (+34 l.) i syn Damian (+9 l.) Wypadek przeżył ich syn Hubert oraz Julka, córka Plucińskich. Kierowca bmw wpadł w poślizg i uderzył w ośmioosobową grupę ludzi. Sam nie odniósł żadnych obrażeń. W chwili zatrzymania był pod wpływem alkoholu i środków odurzających. Sąd prawomocnie skazał Mateusza S. na 15 lat więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Ofiary wypadku pochowane zostały na miejscowym cmentarzu w Kamieniu Pomorskim.