4 grudnia 2019 roku około godz. 18.30 w domu jednorodzinnym przy ulicy Leszczynowej w Szczyrku doszło do tragicznego wybuchu gazu, w wyniku którego śmierć poniosło osiem osób. Zginęli Józef Kaim (68 l.), jego żona Jolanta (65 l.), bratanek Wojciech Kaim (39 l.) wraz z małżonką Anną (38 l.) i trójka ich dzieci: 3-letni Staś, 4-letnia Marcelina i 9-letnia Michalina oraz 8-letni Szymon, wnuk Kaimów. Wojciech był instruktorem narciarstwa alpejskiego i prowadził szkółkę Kaimówka. Do tragedii doprowadzili robotnicy, którzy remontowali pobliską drogę. W areszcie dalej przebywa Roman D, szef firmy budowlanej. który oskarżony jest o przyczynienie się do tragedii. Na wolność wyszli już Marcin S., operator wiertnicy oraz jego pomocnik Józef D. Mężczyznom grozi do 12 lat więzienia.
Groby ofiar. Pożar hotelu, wybuch gazu, tragedia na koncercie i straszne wypadki. (Nie)zapomniani WIDEO
Wybuch gazu w Rotundzie Banku PKO w Warszawie. Do eksplozji doszło 15 lutego 1979 roku o godz. 12:37. Zginęło wówczas 49 osób, a 135 zostało rannych. Była to największa tragedia w powojennej historii Warszawy. Ostatnie ofiary wydobyto ze zgliszczy trzy dni po tragedii. W akcji ratunkowej jednorazowo pracowało ok. 200 starażaków i żołnierzy. Przyczyną dramatu była nieszczelna instalacja gazowa w podziemiach budynku. Elementy antresoli spadły na zgromadzonych ludzi, poraniły ich też szyby z okien. W środku znajdowało się wówczas 170 pracowników i około trzystu klientów. Prawdopodobną przyczyną rozszczelnienia się gazu były bardzo niskie temperatury (Zima Stulecia 1978/1979) i drgania podłoża wywoływane przez przejeżdżające pod ziemią pociągi (okolice Dworca Centralnego). Rozważano także atak terrorystyczny i próbę napadu jako przyczynę tragedii. jedną z teorii był zamach mający odsunąć ekipę Edwarda Gierka od władzy. - Z raportu wynika, że katastrofę spowodowały nie tylko nieszczęśliwy splot zdarzeń i zima stulecia. Winna była władza. Do katastrofy nie doszłoby, gdyby nie bałagan i zaniedbania. Trzy lata wcześniej z powodu migracji gazu podobna eksplozja miała miejsce w Gdańsku. Zginęło 17 osób, ale nikt nie wyciągnął z tego wniosków - mówił jakiś czas temu w "Polska The Times" historyk prof. Antoni Dudek. Sama Rotunda została zniszczona w 70 procentach. Obiekt powstały w 1966 roku został jednak odbudowany i cieszył oko warszawiaków i turystów do 2017 roku, kiedy to został rozebrany mimo wpisu do rejestru zabytków. Na miejscu starej powstaje Rotunda 2, która miała zostać oddana do użytku w IV kwartale 2018. Spora część ofiar pochowana jest na Cmentarzu Północnym w Warszawie.
13 października 1923 roku o godz. 9 rano miał miejsce zamach w Cytadeli Warszawskiej. W wyniku eksplozji prochu do pocisków artylerii ciężkiej, który znajdował się w prochowni. Zginęło wówczas 28 osób i 89 zostało rannych. Uszkodzeniu uległy wszystkie budynki w Cytadeli. Wybuch był tak silny, że naruszył także konstrukcje znajdujące się w okolicy. Ofiary, w tym małe dzieci, zostały pochowane na Powązkach Wojskowych w Warszawie w kwaterze 18 (obecnie A 15). Do dziś pozostało kilka grobów, które są w dość opłakanym stanie. Prochownia znajdowała się przy murze zewnętrznym Cytadeli blisko X Pawilonu, który w tym czasie zamieszkany był przez rodziny wojskowych. Rano przebywały tam głównie kobiety i dzieci. W wyniku eksplozji w miejscu prochowni powstał lej o głębokości kilkunastu metrów. Pierwsze podejrzenia o spowodowanie zamachu padły na komunistów i nacjonalistów ukraińskich. W pierwszych dniach po tragedii aresztowano 200 osób.
W wyniku zeznań Józefa Cechowskiego, członka komunistycznej siatki terrorystycznej, który poszedł na współpracę z policją, o przygotowanie zamachu oskarżono dwóch wojskowych: porucznika Walerego Bagińskiego (1893-1925) z Centralnej Izby Zbrojmistrzów w Warszawie i podporucznika Antoniego Wieczorkiewicza (1895-1925), pirotechnika, którzy należeli do Komunistycznej Partii Polski. Od początku sierpnia 1923 roku przebywali oni w więzieniu i jedynym dowodem na ich powiązanie z zamachem było odśpiewanie pieśni „Czerwony Sztandar” w momencie eksplozji w Cytadeli Warszawskiej. Byli oni aresztowani za działalność na rzecz obalenia ustroju i organizację ataków bombowych w kwietniu i maju 1923 w Warszawie i Krakowie. Obu wojskowych skazano na karę śmierci, którą po prawie łaski okazanym przez prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego zamieniono na 15 lat pozbawienia wolności. Historycy po latach twierdzili, że proces były policyjną prowokacją, a główny świadek i oskarżyciel Józef Cechnowski był etatowym policyjnym donosicielem.
Bagiński i Wieczorkiewicz zostali zastrzeleni 29 marca 1925 roku przez konwojenta, 29-letniego policjanta Józefa Muraszko. W ramach porozumienia z ZSRR mieli oni zostać wymienieni na polskich więźniów politycznych - polskiego konsula w Gruzji Józefaa Łaszkiewicz z żoną i córkami oraz księdza Bronisława Usasa, którzy byli więzieni na moskiewskiej Łubiance. W pociągu, na granicznej stacji kolejowej Kołosowo w pobliżu miasteczka Stołpce, Bagińskiego i Wieczorkiewicza zabił Muraszko, który znany był ze skrajnie prawicowych poglądów. Został skazany za to tylko na 2 lata więzienia. Sąd uznał, że działał z pobudek patriotycznych „w stanie silnego wzburzenia duchowego”. Po roku odsiadki, po wyjściu na wolność Muraszko zmienił nazwisko i został zwerbowany przez Gestapo. Na początku wojny podziemie wykonało na nim wyrok śmierci. Józef Cechowski zginął w 1925 roku zastrzelony przez Naftaliego Botwina, króry został skazany na karę śmierci i stracony we Lwowie. Kilka dni wcześniej miał miejsce pierwszy zamach na Cechowskiego. Władysław Hibner (1989-1925), Władysław Kniewski (1902-1925) i Henryk Rutkowski (1903-1925) zostali straceni na stokach Cytadeli.