- Nikomu do głowy nie przyszłoby, że nasz teatr stanie się małym Titanikiem. Graliśmy przy pełnej widowni. Świetny repertuar! - mówi Friedmann w rozmowie z "Super Expressem".
134 tysiące złotych - tyle Teatr Bajka jest winny miastu za wynajęcie lokalu w centrum stolicy. Do tego dochodzą pieniądze nie zwrócone widzom za odwołane spektakle i wielotysięczne zaległości dla aktorów, reżyserów i innych pracowników teatru.
Graliśmy, żeby nie zawieść widzów
- Ostatnie wynagrodzenie, podobnie jak wielu moich kolegów, otrzymałam we wrześniu 2010 roku - ujawnia "Super Expressowi" Skrzynecka. - Jest to dla nas przykra sprawa. Przez wiele miesięcy tolerowaliśmy sytuację. Graliśmy przedstawienia, bo nie chcieliśmy zawieść publiczności - tłumaczy aktorka. Kiedy i czy aktorzy odzyskają pieniądze? Nie wiadomo. Grzegorz Biskupski, prezes zarządu Teatr Bajka Sp. z o. o., zniknął. - Nie odbiera telefonu, sekretariat nie funkcjonuje - dziwi się Skrzynecka.
Tymczasem w sprawę zamierza włączyć się policja. - Bez przerwy wpływają do nas zawiadomienia od poszkodowanych firm i osób prywatnych - mówi Tomasz Oleszczuk, rzecznik śródmiejskiej policji. Natomiast Zakład Gospodarki Nieruchomościami, który wynajął lokal na teatr, zapowiada skierowanie sprawy do prokuratury.
Skrzynecka liczy jednak, że los się odwróci. - Mamy nadzieję, że widzowie znowu będą mogli przychodzić na spektakle i że odzyskamy pracę. Chcemy jak najszybciej wrócić na scenę Teatru Bajka - mówi z nadzieją aktorka.