Antoni Gucwiński z żoną Hanną niedawno obchodzili dwie rocznice: 65-lecie swojego związku i... 15 lat od momentu, gdy stracili pracę w TVP i wrocławskim ZOO. Po skandalu z niedźwiedziem Mago zmuszono ich do rezygnacji z funkcji dyrektorów. Po kilku latach względnego spokoju małżeństwo znowu pojawiło się na świeczniku mediów.
Pojawiły się kolejne zarzuty o to, że 89-letni Antoni Gucwiński nie dba należycie o swojego konia. W należącej niegdyś do niego posesji interweniowała organizacja EkoStraż.
- O byłym dyrektorze wrocławskiego ZOO - Antonim Gucwińskim - mówi się, że jego karierę zniszczył skandal związany ze znęcaniem się nad misiem Mago. Został za to prawomocnie skazany. Niestety nie wyciągnął z tego jakichkolwiek wniosków. Interweniujemy na posesji pod Miliczem, na której znajdują się konie należące do byłego dyrektora wrocławskiego ZOO. Oto jeden z nich - podobno leży tak od 2 dni, bo nie jest w stanie utrzymać się na własnych nogach dłużej niż 20 minut. Stawy są obrzmiałe, obolałe, koń ma już nawet odleżyny. Każdy, kto ma choćby minimalną wiedzę o koniach, wie czym kończy się leżenie konia. Pan Antoni Gucwiński także, tylko jak zawsze nic nie wie, nikt go nie poinformował, niczego nie zauważył - czytamy na profilu organizacji.
89-letni Antoni Gucwiński broni się przed kolejnymi oskarżeniami
Fundacja zabrała ciężko chorego konia właścicielom. Weterynarz orzekł, że zwierzę jest "w stanie skrajnego cierpienia".
- Przednie nogi bolą konia tak bardzo, że nie ma możliwości przeprowadzenia podstawowych badań nóg. Koń jest mocno osłabiony, niereaktywny, z trudem - podtrzymywany - utrzymuje się na własnych obolałych nogach - czytamy we wpisie organizacji.
Antoni Gucwiński w rozmowie z EkoStrażą początkowo podtrzymywał, że koń nie należy do niego.
- Przeczą temu właściciele terenu, którzy odkupili go od niego i przyjechali na miejsce. Oświadczyli, że Gucwiński sprzedał im teren, a koni nie chciał z miłości i przywiązania do nich. Smutne to przywiązanie i tak bardzo bolesne. Jak ustaliliśmy ponad wszelką wątpliwość i co w końcu przyznał także sam Antoni Gucwiński - koń należy do niego, kuleje od dawna i nigdy nie był diagnozowany ani leczony - pisze EkoStaż.
89-letni były dyrektor ZOO postanowił walczyć o swoje dobre imię. W rozmowie z "Faktem" oświadczył, że zarzuty organizacji są wyssane z palca.
- Narobili krzyku, że koń leży. A co w tym dziwnego, jak ma chore stawy. Wtargnęli w nocy, włamali się i o losie mojego konia zdecydowali ludzie, którzy nie mogli o tym decydować. Zabrali go do szpitala na drugą stronę Wrocławia i tam się dowiedzieli, że koń ma raka stawów. To się ciągnie kilka lat – mówi Antoni Gucwiński dodaje, że organizacja po prostu "chce się dorobić na plecach Gucwińskich".
Gwiazdor "Z kamerą wśród zwierząt" twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a kiedy koń należał do niego, żył w dobrych warunkach.
- Przetrwała zimę, teraz sobie odpoczywała. Tak jak inne zwierzęta mogła sobie wypoczywać na 20-hektarowym pastwisku. Faktycznie były u mnie panie w zeszłym roku i jakoś im wszystko wyjaśniłem. Teraz nie dały sobie wyjaśnić. W tej sprawie mam już prawnika - powiedział Antoni Gucwiński.
Zobaczcie zdjęcia tego konia niżej!