- Dlaczego zdecydowała się pani na udział w programie "Taniec z gwiazdami"?
- Z doświadczenia wiem, że wszystko w życiu ma swój czas. Już wcześniej dostawałam propozycję od producentów, ale wtedy ze względu na inne obowiązki i terminy nie mogłam jej przyjąć. A teraz tak się poukładało, że mogłam. Udział w tym show jest w ogromnym kontraście do tego, co robiłam do tej pory. Ostatnio zagrałam monodram "Zofia" w Teatrze Powszechnym, który był bardzo wymagający. Monodram jest bardzo smutny, wymagający skupienia aktora i widza. To całkowicie inny rodzaj rozrywki, a taniec wydaje mi się niezwykle atrakcyjny, by pokazać siebie z całkiem innej strony.
- Czego się pani obawia, a czego najbardziej nie może doczekać w programie?
- Nie będę głośno mówiła o swoich obawach, bo jeszcze mi się to zdarzy (śmiech). A czego nie mogę się doczekać? Pierwszego life'a, który Polsat przewidział na 11 września. Na początek zmierzę się z najmłodszym tańcem latynoamerykańskim, czyli z cha-chą. Podchodzę do tego jak do roli aktorskiej. Zależy mi, by występ był jakąś opowieścią, a nie tylko samymi figurami.
- Nie czuje się pani zaszufladkowana jako Marysia z "M jak miłość"?
- Absolutnie nie czuję się zamknięta w żadnej szufladzie. Może dlatego, że mam poczucie, że sporo zrobiłam w swojej pracy zawodowej? Przecież Marysia Zduńska-Rogowska, której oczywiście bardzo wiele zawdzięczam, to tylko jedna z wielu ról, jakie zagrałam. A to, że jestem postrzegana przez pryzmat tej postaci z uwagi na to, że "M jak miłość" to najpopularniejszy serial w Polsce od lat, uważam za prezent od losu. Bo przecież gdyby nie Marysia, nie zostałabym zaproszona do udziału w "TzG"!
A jeśli już dyskutujemy o szufladach, to równie dobrze mogłabym zostać umieszczona na półeczce z napisem: "piosenkarka". Przed laty muzycy z zespołu Formacja Nieżywych Schabuff zaprosili mnie do nagrania refrenu ich największego - jak się potem okazało - evergreenu "Klub wesołego szampana". Tak, to ja śpiewam "Chciałabym, chciała".
- Podobno pomaga pani Grażynie Błęckiej-Kolskiej w założeniu fundacji. Czy to prawda?
- O tym, że pomagam Grażynie w założeniu fundacji, dowiedziałam się z. mediów. Nie mam pojęcia, skąd wzięła się ta informacja. Pewnie komuś pasowało to do jakiejś niejasnej dla mnie koncepcji. Nawiasem mówiąc, nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni za moimi plecami powstała legenda na mój temat. Ostatnio na przykład wszyscy mnie pytają o lekcje baletu, które rzekomo pobierałam w dzieciństwie. W rzeczywistości nic mi o tym nie wiadomo (śmiech). Ale, jak mówiła Marilyn Monroe, niech gadają, byleby nazwiska nie przekręcali!
Zobacz: Radek Majdan to prawdziwy romantyk. Zaśpiewa dla Małgosi serenadę