21-letnia Julia Wróblewska jest obecna w show biznesie od dzieciństwa: zaczynała jako słodka dziewczynka w komedii „Tylko mnie kochaj”, dzisiaj gra w „M jak Miłość” i rozwija się jako influencerka. Julka wielokrotnie mówiła o tym, że wie, czym jest hejt w sieci, bo sama go doświadczyła. Już w szkole miała problemy z powodu swojej kariery w filmach: Julia Wróblewska została zaatakowana! Koleżanka chciała z niej zrobić inwalidkę
Pewnie to właśnie z tego powodu celebrytkę tak dotknęła atmosfera po śmierci Piotra Woźniaka-Staraka. W rozmowie z Wideoportalem poskarżyła się, że niektóre komentarze internautów zabolały ją do głębi:
- Jak widziałam, to co było tam napisane, to sama miałam łzy w oczach (...) To się roznosiło, to było jak wirus. Tego się nie dało usunąć, zatrzymać. To jest okrutne. Ja, jak widziałam, to co było tam napisane, to sama miałam łzy w oczach. Byłam przerażona, że ludzie aż taką granicę przekroczyli w internecie. Czy powiedzieliby to tej kobiecie prosto w twarz? Co za ekranem nie upoważnia ich do tego. Po drugiej stronie jest czująca osoba, która cierpi.
Wróblewska uważa, że za takim zachowaniem stoi skomplikowany proces wylewania frustracji, który bierze się z kolei i z braku pewności siebie i kompleksów.
- Biorąc to psychologicznie, to jest wylewanie frustracji, która jest w nas w środku. Czasami nie ma gdzie jej wylać i na kogo. Trudno jest to zrobić na żywym człowieku, więc to jest taki półśrodek. Zrobić to innemu człowiekowi, ale jednocześnie nie ponosząc konsekwencji. Ludzie wylewają swoją frustrację, próbując obniżyć innych, żeby oni się poczuli gorzej, żeby oni mogli poczuć się lepiej. I to nie jest dobry sposób na wylewanie swoich nerwów – dodaje.