Uczestniczka "Top model" do tej pory o tym nie opowiadała. Teraz odważyła powiedzieć się o traumie sprzed dekady. Okazuje się, że Marta Turska nie była wówczas gotowa by pochować swojego synka, który urodził się w 6. miesiącu ciąży. Ciało Julka posłużyło do badań naukowych. - Nie byłam gotowa na ceremonię, nie byłam wtedy w ogóle gotowa na pożegnanie. Zostawiłam ciałko w szpitalu do badań, żeby studenci mogli uczyć się i doświadczać na tym małym cudownym ciałku - wyznała na Instagramie Turska. - Poczułam gotowość do pożegnania. Zrobiłam mu ceremonialny pogrzeb nad jeziorem, zrobiłam piękną kwiecistą, roślinną mandalę i pożegnałam się z tą cudowną piękną duszą, która przyszła tu na chwilę pokazać się i odeszła - dodała była uczestniczka "Top Model".
Wzruszająca relacja Marty Turskiej
- Jestem mamą piątki. Czwórka moich dzieci żyje sobie na ziemi i celebruje życie. Drugi mój syn podczas zbyt wczesnego porodu urodził się i zmarł. To było dziesięć lat temu. Odcięłam się od tej traumy, bardzo głęboko zakopałam ten ból, było mi bardzo trudno z tą świadomością, że na początku 6. miesiąca urodziłam synka. Stanęłam w szpitalu przed wyborem, czy zabrać to ciałko i je pochować, zrobić pogrzeb, czy zostawić w szpitalu. Nie byłam gotowa na to, żeby zrobić ceremonię pogrzebową, nie byłam gotowa w ogóle na pożegnanie, dlatego zostawiłam ciałko w szpitalu do badań, żeby studenci mogli doświadczać i uczyć się na tym małym cudownym ciałku. Dopiero po dziesięciu latach poczułam gotowość do pożegnania i gotowość, żeby mówić o tym. Po dziesięciu latach od śmierci drugiego synka zrobiłam mu ceremonialny pogrzeb nad jeziorem, zrobiłam kwiecista mandalę i pożegnałam się z tą cudowną duszą, która przyszła tu na chwilę, pokazać się i odeszła - mówiła była prowadząca programu "Seks - kup teraz", który można było oglądać na antenie TLC.