Jerzy Janeczek oszukał śmierć: Trzy razy się topiłem
Jerzy Janeczek przyszedł na świat w niemieckim Itzehoe w 1944 r. Jego rodzice ciężko pracowali na roli, a mama tylko raz dziennie mogła przybiec na chwilę, by go nakarmić. Całe dnie spędzał samotnie w łóżeczku. Zaraz po zakończeniu wojny jego rodzina osiedliła się na ziemiach odzyskanych w Żarowie. Mały Jurek nie należał do grzecznych dzieci i sprawiał swoim rodzicom wiele problemów.
- Byłem łobuzem, ale takim miękkim, uczuciowym. Czasem dostawałem od ojca, kazał mi się kłaść na taboret, brał pas i lał. Ale jak tu nie lać, jak moimi zabawkami były dwa karabiny maszynowe znalezione na złomowisku i koperty z małymi hitlerkami, niemieckimi znaczkami z rozbitego wagonu pocztowego - opowiadał w rozmowie z „Super Expressem".
- Trzy razy się topiłem. Raz zasnąłem na trampolinie i ktoś zepchnął mnie do wody. Byłem w takim szoku, że gdyby mnie ktoś nie wyciągnął, pewnie bym umarł. Dwa razy topiłem się w przeręblu. Pobliska mleczarnia wycinała z jeziora lód i wywoziła do chłodni. I ja musiałem zajrzeć do dziury. Oczywiście w nią wpadłem. Ktoś przywiózł mnie saniami do domu, byłem sztywny jak nieboszczyk. Pamiętam, że ojciec polewał mnie zimną wodą, nacierał - dodawał w tym samym wywiadzie.
Od najmłodszych lat Janeczek czuł w sobie potrzebę występowania na scenie.
- W X klasie wychowawca dał nam ankietę do wypełnienia. Jedno z pytań brzmiało: Gdzie chciałbyś studiować? Nieopatrznie napisałem prawdę, że w szkole aktorskiej. On nie omieszkał tego skomentować, że się nie nadaję, oczywiście przekazał też to rodzicom. To zupełnie ich uspokoiło, że jednak aktorem nie będę. Ale ja się uparłem - wspominał.
Do szkoły dostał się za trzecim razem. W 1968 r. ukończył wydział aktorski na PWSTiF w Łodzi. I chociaż zagrał w wielu produkcjach, wszyscy pamiętamy go głównie z trylogii „Sami swoi”, gdzie zagrał Witię Pawlaka. Przyniosło mu to rozpoznawalność, której nie chciał.
- Przy mojej naturze, człowieka raczej nieśmiałego, ta popularność i rozpoznawalność uwierała mnie. Bo jak tylko gdzieś się pojawiłem, słyszałem czasami szydercze: „Witia, podejdź no do płota” i inne cytaty. Nie było to przyjemne. Zamykałem się więc w domu. Na szczęście dużo częściej słyszałem od fanów podziękowania za ten film - wspominał.
Tragiczne losy gwiazdora filmu "Sami swoi". Szukał szczęścia w USA
W latach 80. jego życie zaczęło się sypać. Został zwolniony z Teatru Dramatycznego, rozpadło się jego małżeństwo. To wtedy zdecydował się na wyjazd do USA. Początkowo miał tam spędzić rok. Do ojczyzny wrócił jednak po 20 latach.
- Z początku było fatalnie. Wszystko wywróciło się do góry nogami. Chciałem jechać do Stanów na rok, aby odpocząć od pewnych spraw. Tam poznałem żonę. Tak się stało, że latami odkładaliśmy przyjazd do Polski. Przez 10 lat pracowałem w Stanach dla Polonii. Tworzyłem gazetę i organizowałem imprezy - mówił.
Jerzy Janeczek zmarł po użądleniu przez pszczołę. Lekarstwo nie pomogło
Gdy wrócił, życie w kraju toczyło się spokojnym rytmem. Wszystko skończyło się 11 lipca 2021 r. Aktor został użądlony przez pszczołę. Niestety był uczulony na jad.
Gwiazdor dwa razy trafiał do szpitala po użądleniach. Za pierwszym razem pszczoła wbiła mu żądło w ucho, za drugim razem w wargę. Tragicznego dnia stanął na pszczole, która użądliła go w stopę.
- Próbował się ratować. Miał przy sobie adrenalinę, którą sobie natychmiast podał, ale zastrzyk pomógł tylko na chwilę - zdradził nam wówczas jego przyjaciel.
Jerzy Janeczek niestety zmarł. Spoczął na cmentarzu rzymsko-katolickim w Lutkówce niedaleko Mszczonowa.