Łapanowski pojechał nad morze zaledwie na tydzień, jednak to, co tam zobaczył, sprawiło, że chyba nie chce wracać nad Bałtyk.
- Darmowe serwetniki i parasolki od browaru, kubki plastikowe, bo turystów jest taka masa, że nie ma sensu ich myć (podobno, mimo że zaplecze jest). Za drogo. Ma być tanio. Dużo. Szybko najlepiej. Potem zjemy gofra, lody, a wieczorem się napijemy. Albo może i rano, co za różnica. W sumie to rozumiem. Patrzeć na to na trzeźwo to męka. Alkohol pomaga widzieć mniej, łatwiej trawić fryturę z keczupem i zapiekanki z mrozu – napisał.
Kucharzowi przeszkodziły nie tylko słabej jakości potrawy, ale ogólny chaos i brzydota wyzierająca ze stoisk z piwem i frytkami.
- Jest jakaś niekończąca się ilość piwa w puszcze i plastiku, frytek, ryby nie wiem skąd i totalny architektoniczny chaos. To jak nowotwór oczu, upadek urbanizmu, kataklizm architektury i ugór kultury.
Przeczytajcie cały wpis. Zgadzacie się z nim?