Szczery i poruszający wywiad Magdaleny Rigamonti z Filipem Łobodzińskim trafił do sieci na początku października 2018 roku. Aktor po raz pierwszy opowiedział w nim o śmierci córki i związanej z tym żałobie. Przypomnijmy, że 21-letnia Marysia zmarła trzy lata temu na raka. Filipowi Łobodzińskiemu wciąż jest ciężko pogodzić się z jej odejściem.
- Gdyby Bóg rzeczywiście musiał zabrać młodą osobę, to mógł to zrobić w sposób nagły, poprzez wypadek na przykład. A nie kosztem kilkuletniego cierpienia. To jest niegodziwe - wyznał w rozmowie z Rigamonti.
Aktor po śmierci córki bardzo szybko wrócił do pracy [obecnie pracuje w NIK-u, gdzie zajmuje się przekładaniem tekstów 'z urzędowego na polski"]. To był jego sposób na wyrwanie się z depresji po odejściu Marysi. Łobodziński podkreślił, że niezwykle trudna była sama świadomość stopniowego umierania. Choć walczyli z całych sił, lekarze byli bezsilni wobec glejaka mózgu.
- Czym innym jest nagła śmierć, a czym innym odchodzenie na nowotwór. Od pewnego momentu człowiek już wie, jaki jest koniec. I stara się tylko o to, żeby wszyscy przeszli przez to godnie, z bólem, ale w stanie jakiejś głębszej duchowości. Tego wszystkiego nie da się oswoić. Ale trzeba robić, co się da. Mnie się wyć chce do dziś, codziennie - czytamy w wywiadzie z Łobodzińskim.
Aktor wspomniał również o wspólnym projekcie, który chciał zrealizować wraz z córką i nie zdążył. Filip i Marysia planowali wspolnie przetłumaczyć książę, napisaną przez siedmioletnią dziewczynkę, która żyła w absolutnej symbiozie z przyrodą.
- Nie wyszliśmy z Marysią poza pierwszy akapit. Nie zdążyliśmy - wspomina ze smutkiem Łobodziński.