Gwiazdor Podróży za jeden uśmiech pierwszy raz o śmierci córki: Chce mi się wyć!

2018-10-09 15:33

Aktor znany z filmu "Podróż za jeden uśmiech" przerywa milczenie i opowiada o największej życiowej traumie, którą przeżył trzy lata temu. W 2015 roku zmarła jego 21-letnia córka, Marysia. Teraz w rozmowie z Magdaleną Rigamonti szczerze opowiada o przeżywanej do dziś żałobie po zmarłym dziecku: "Mnie się wyć chce do dziś, codziennie".

Filip Łobodziński i Henryk Gołębiewski

i

Autor: akpa Filip Łobodziński i Henryk Gołębiewski to pierwsze dziecięce gwiazdy polskiej kinematografii

Szczery i poruszający wywiad Magdaleny Rigamonti z Filipem Łobodzińskim trafił do sieci na początku października 2018 roku. Aktor po raz pierwszy opowiedział w nim o śmierci córki i związanej z tym żałobie. Przypomnijmy, że 21-letnia Marysia zmarła trzy lata temu na raka. Filipowi Łobodzińskiemu wciąż jest ciężko pogodzić się z jej odejściem.

- Gdyby Bóg rzeczywiście musiał zabrać młodą osobę, to mógł to zrobić w sposób nagły, poprzez wypadek na przykład. A nie kosztem kilkuletniego cierpienia. To jest niegodziwe - wyznał w rozmowie z Rigamonti.

Aktor po śmierci córki bardzo szybko wrócił do pracy [obecnie pracuje w NIK-u, gdzie zajmuje się przekładaniem tekstów 'z urzędowego na polski"]. To był jego sposób na wyrwanie się z depresji po odejściu Marysi. Łobodziński podkreślił, że niezwykle trudna była sama świadomość stopniowego umierania. Choć walczyli z całych sił, lekarze byli bezsilni wobec glejaka mózgu.

- Czym innym jest nagła śmierć, a czym innym odchodzenie na nowotwór. Od pewnego momentu człowiek już wie, jaki jest koniec. I stara się tylko o to, żeby wszyscy przeszli przez to godnie, z bólem, ale w stanie jakiejś głębszej duchowości. Tego wszystkiego nie da się oswoić. Ale trzeba robić, co się da. Mnie się wyć chce do dziś, codziennie - czytamy w wywiadzie z Łobodzińskim.

Aktor wspomniał również o wspólnym projekcie, który chciał zrealizować wraz z córką i nie zdążył. Filip i Marysia planowali wspolnie przetłumaczyć książę, napisaną przez siedmioletnią dziewczynkę, która żyła w absolutnej symbiozie z przyrodą.

- Nie wyszliśmy z Marysią poza pierwszy akapit. Nie zdążyliśmy - wspomina ze smutkiem Łobodziński. 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają