W nowym wydaniu magazynu "VIVA", Hanna Lis, znajdująca się notabene na okładce, porusza temat swojej urody. Dziennikarka przyznaje, że wielokrotnie posądzana jest o chirgiczne poprawianie swoich polików, które są jednak całkowicie naturalne. Dodaje także, że zdaje sobie sprawę z posiadania pewnych mankamentów, ale nie ma czasu ani siły z nimi walczyć.
- No tak, policzki to wielki kompleks, przecież nieustannie słyszę, że są spod skalpela. Już kiedyś prostowałam, ale na nic się to nie zdało, więc wywieszam białą flagę i przyjmuję z pokorą, że dalej będę czytać, iż chirurg spieprzył sprawę, pompując je do monstrualnych rozmiarów - mówi w wywiadcze dla "VIVY" Hanna Lis.
>>> Dramat Chodakowskiej: Ktoś się pod nią podszywa i naciąga fanów!
Jednocześnie dziennikarka odnosi się również do panującego w dzisiejszych czasach, kultu ciała. Nieustanna pogoń za idealną sylwetką, chorobliwe pozbywanie się kilogramów jest jej zdaniem odchodzeniem od kobiecości.
- Gdy patrzę na dzisiejsze 14-latki, przeraża mnie, jak bardzo wyznają kult ciała, dla nich dzień bez 60 brzuszków jest stracony. Mam wrażenie, ze w młodym pokoleniu dokonuje się coś na kształt antyfeministycznej rewolucji - przyznaje Lis.
Zdaniem Hanny Lis, kobiety powinny zdawać sobie sprawę z własnej wartości. Ich siłą nie są tylko i wyłącznie nogi, rozmiar miseczki, czy waga, a zupełnie coś innego...
- Swojej wczesnej kobiecości nie znosiłam i robiłam wszystko, żeby ją spostponować, wręcz ukryć. Byłam ambitna, ciężko pracowałam, żeby udowodnić, że nie jestem tylko lalą na ekranie. (...) Intensywnie starałam się zasygnalizować, że wśród moich całkiem dobrze funkcjonujących organów jest mózg, a opakowanie, długość nóg, rozmiar miseczki - to cechy trzeciorzędne - dodała.