Historia życia Anny Starmach: Gotowałam u hrabiny

2014-03-25 3:00

Annę Starmach (27 l.) znają chyba wszyscy. Jest jednym z jurorów programu "MasterChef" w TVN. Ma swoje programy w telewizji, a ostatnio wydała książkę "Pyszne 25. Nowa porcja przepisów". Jednak jej droga do sławy nie była usłana różami...

Miałam 19 lat, studiowałam historię sztuki - wyjechałam wtedy w wakacje do pracy we Francji. No bo przecież ja, Ania, nie mogłam być beztroska i jak rówieśnicy, leżeć na Mazurach do góry brzuchem. Przez polską misję w Paryżu trafiłam do 87-letniej hrabiny. Pracowały u niej, oprócz mnie, cztery dziewczyny. Ja nie przepadam za sprzątaniem, a z kolei żadna z nich nie rwała się do gotowania - więc ja zajęłam się kuchnią.

Anna Starmach u hrabiny

Nigdy wcześniej specjalnie nie gotowałam, ale pomyślałam: "Co tam, zrobić śniadanie?". A tu hrabina, okazało się, miała wielką rodzinę i na kolacji pojawiało się 30 osób! Dałam radę? Oczywiście! Tak naprawdę nie ma dużej różnicy, czy się piecze jedną kaczkę czy cztery. Korzystałam ze starych książek kucharskich, jakie tam znalazłam. Najważniejsze, że gościom smakowało, zwłaszcza desery. Mówili, że wcześniej czegoś takiego nie próbowali.

Przeczytaj też: Anna Starmach opowiada "Super Expressowi": Od dziecka byłam kucharką

Hrabina trzymała nas krótko, ale była zadowolona, nawet chciała, abym wróciła do niej za rok. Ja jednak wybrałam studia. Już wtedy połknęłam bakcyla gotowania, i by sprawdzić, co naprawdę chcę robić, zatrudniłam się w restauracji.

Cztery dni na uczelni, trzy dni po kilkanaście godzin w restauracji. Siekałam, wałkowałam. Kiedy pozwolili mi filetować rybę, byłam taka szczęśliwa! Kiedyś ze studentami wyjechaliśmy poznawać sztukę Paryża i gdy inni zwiedzali miasto, ja poszłam do renomowanej szkoły kucharskiej na rozmowy i lekcję próbną. Wróciłam tam w sierpniu - już jako uczennica.

A rodzice...? Myślę, że 6 lat temu woleliby, żebym skończyła historię sztuki, ale sfinansowali mi paryską szkołę. Tato nawet odwiózł mnie samochodem do Paryża. Wzięłam sukienki, szpilki, których później nawet ani razu nie założyłam. Cały czas chodziłam w fartuchu i solidnych butach z grubymi podeszwami, jakie noszą kucharze.

A potem pojawił się konkurs w "Dzień Dobry TVN" i wszystko szybko się potoczyło. Moja mama, gdy doszłam do finału, była tak zestresowana, że nie mogła oglądać telewizji. Tato, siostry zorganizowali znajomych, żeby wysyłali SMS-y. Wygrana - jak widać - bardzo dużo w moim życiu zmieniła.

A studia? Skończyłam. Półtora roku temu. Zdałam na 4 i pół. Opowiadałam komisji, jak jedzenie wpływa na sztukę. Po obronie wręczyłam profesorom własnoręcznie robione czekoladki. Po jakimś czasie wykładowczyni spotkała mojego tatę i powiedziała, że były tak pyszne, że rozumie mój wybór, rozumie, dlaczego przedłożyłam kuchnię nad sztukę.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają