Kolega, który także startował w konkursie młodych talentów, powiedział mi: "Wiesz, nie jesteś w złotej dziesiątce". Nie zmartwiłam się, bo mało wiedziałam na temat tego konkursu. Ale gdy następnego dnia kupiłam gazetę, zobaczyłam w niej moje zdjęcie. A obok młodziutką Zdzisławę Sośnicką (68 l.), uczennicę szkoły muzycznej, Kasię Sobczyk (+65 l.), która już śpiewała, miała repertuar. Dowiedziałam się, że wpłynęło 4 tys. zgłoszeń z całej Polski. Patrząc po nazwiskach, można powiedzieć, że wybrano dobrze.
>>> Halina Frąckowiak: byłam strasznie nieśmiała [HISTORIA ŻYCIA]
Po roku zaproponowano mi, żebym dołączyła do Tonów, zespołu, który wygrał festiwal w Międzyzdrojach. Po niedługim czasie... szczęśliwie dla mnie dołączył do nas Ryszard Poznakowski (67 l.), który napisał dla mnie tak wiele piosenek, że mając 17 lat, mogłam śpiewać recital.
I śpiewałam, w klubie Ster w Gdańsku-Wrzeszczu. Mieliśmy tzw. fajfy, o godz. 17 występowaliśmy dla młodych ludzi. Któregoś dnia przyjechał Jerzy Waldorff i zapytał widownię: "Kogo lubicie? Kasię Sobczyk, Karin Stanek?". Oni na to: "Nie. My lubimy Halinę Frąckowiak!". "A kto to jest?" - zd
Kolega, który także startował w konkursie młodych talentów, powiedział mi: "Wiesz, nie jesteś w złotej dziesiątce". Nie zmartwiłam się, bo mało wiedziałam na temat tego konkursu. Ale gdy następnego dnia kupiłam gazetę, zobaczyłam w niej moje zdjęcie. A obok młodziutką Zdzisławę Sośnicką (68 l.), uczennicę szkoły muzycznej, Kasię Sobczyk (+65 l.), która już śpiewała, miała repertuar. Dowiedziałam się, że wpłynęło 4 tys. zgłoszeń z całej Polski. Patrząc po nazwiskach, można powiedzieć, że wybrano dobrze.
Po roku zaproponowano mi, żebym dołączyła do Tonów, zespołu, który wygrał festiwal w Międzyzdrojach. Po niedługim czasie... szczęśliwie dla mnie dołączył do nas Ryszard Poznakowski (67 l.), który napisał dla mnie tak wiele piosenek, że mając 17 lat, mogłam śpiewać recital.
I śpiewałam, w klubie Ster w Gdańsku-Wrzeszczu. Mieliśmy tzw. fajfy, o godz. 17 występowaliśmy dla młodych ludzi. Któregoś dnia przyjechał Jerzy Waldorff i zapytał widownię: "Kogo lubicie? Kasię Sobczyk, Karin Stanek?". Oni na to: "Nie. My lubimy Halinę Frąckowiak!". "A kto to jest?" - zdziwił się.
Zaśpiewałam... Ryszard pisał dojrzałe, ekspresyjne piosenki. "Toż to druga Ewa Demarczyk!" - uznał po koncercie Waldorff. Z tej ekspresji tak zapewne wyszło. Potem w czasopiśmie "Świat" napisał o mnie, niestety, nie mam tej gazety.
W końcu wróciłam do Poznania, musiałam zamknąć sprawę szkoły, a w Gdańsku nie mogłam, nie miałam meldunku. Ale gdy przyjechałam do domu, natychmiast "wchłonęły" mnie poznańskie Tarpany. Efekt był taki, że maturę zrobiłam już w Warszawie. A gdy na świecie był już mój syn Filip, skończyłam psychologię, o której marzyłam, będąc nastolatką.
Pierwszy ważny koncert? W Białymstoku z zespołem Drumlersi. Miałam wystąpić z Teresą Czekańską i Tadeuszem Prokopem, ale oni nie dojechali. Nie miałam aż tyle repertuaru, aby wypełnić nim ich miejsce. "Sońka (miałam wtedy pseudonim Sonia) Sulin, Sońka nie przejmuj się, będziemy improwizować!" - rzucił Andrzej Mikołajczak (67 l.) grający na organach. Do tamtego momentu byłam jak ta grzeczna dziewczynka, która przyjdzie, powie "dzień dobry", ukłoni się. A wtedy poczułam się bardzo dobrze w tej roli, zaczęłam ruszać się, tańczyć. Jakbym dostała skrzydeł.
Kolega, który także startował w konkursie młodych talentów, powiedział mi: "Wiesz, nie jesteś w złotej dziesiątce". Nie zmartwiłam się, bo mało wiedziałam na temat tego konkursu. Ale gdy następnego dnia kupiłam gazetę, zobaczyłam w niej moje zdjęcie. A obok młodziutką Zdzisławę Sośnicką (68 l.), uczennicę szkoły muzycznej, Kasię Sobczyk (+65 l.), która już śpiewała, miała repertuar. Dowiedziałam się, że wpłynęło 4 tys. zgłoszeń z całej Polski. Patrząc po nazwiskach, można powiedzieć, że wybrano dobrze.
Po roku zaproponowano mi, żebym dołączyła do Tonów, zespołu, który wygrał festiwal w Międzyzdrojach. Po niedługim czasie... szczęśliwie dla mnie dołączył do nas Ryszard Poznakowski (67 l.), który napisał dla mnie tak wiele piosenek, że mając 17 lat, mogłam śpiewać recital.
I śpiewałam, w klubie Ster w Gdańsku-Wrzeszczu. Mieliśmy tzw. fajfy, o godz. 17 występowaliśmy dla młodych ludzi. Któregoś dnia przyjechał Jerzy Waldorff i zapytał widownię: "Kogo lubicie? Kasię Sobczyk, Karin Stanek?". Oni na to: "Nie. My lubimy Halinę Frąckowiak!". "A kto to jest?" - zdziwił się.
Zaśpiewałam... Ryszard pisał dojrzałe, ekspresyjne piosenki. "Toż to druga Ewa Demarczyk!" - uznał po koncercie Waldorff. Z tej ekspresji tak zapewne wyszło. Potem w czasopiśmie "Świat" napisał o mnie, niestety, nie mam tej gazety.
W końcu wróciłam do Poznania, musiałam zamknąć sprawę szkoły, a w Gdańsku nie mogłam, nie miałam meldunku. Ale gdy przyjechałam do domu, natychmiast "wchłonęły" mnie poznańskie Tarpany. Efekt był taki, że maturę zrobiłam już w Warszawie. A gdy na świecie był już mój syn Filip, skończyłam psychologię, o której marzyłam, będąc nastolatką.
Pierwszy ważny koncert? W Białymstoku z zespołem Drumlersi. Miałam wystąpić z Teresą Czekańską i Tadeuszem Prokopem, ale oni nie dojechali. Nie miałam aż tyle repertuaru, aby wypełnić nim ich miejsce. "Sońka (miałam wtedy pseudonim Sonia) Sulin, Sońka nie przejmuj się, będziemy improwizować!" - rzucił Andrzej Mikołajczak (67 l.) grający na organach. Do tamtego momentu byłam jak ta grzeczna dziewczynka, która przyjdzie, powie "dzień dobry", ukłoni się. A wtedy poczułam się bardzo dobrze w tej roli, zaczęłam ruszać się, tańczyć. Jakbym dostała skrzydeł.