Robin Wright, która wciela się w postać Claire Underwood w serialu "House of Cards" postanowiła zawalczyć o swoje. Aktorka doskonale zdaje sobie sprawę, że jej bohaterka jest równie ważna jak Frank grany przez Kevina Spacey. Dlatego też upomniała się o podwyżkę.
- To byłby wspaniały wzór. Mamy bardzo mało filmów czy programów telewizyjnych, w których mężczyzna i kobieta są sobie równi. A tak jest w "House Of Cards" - mówiła podczas spotkania w Fundacji Rockefellera.
- Według statystyk postać Claire Underwood przez pewien czas była nawet bardziej popularna, niż Frank. Więc wykorzystałam to. Powiedziałam: Zapłaćcie mi albo pójdę z tym do mediów. Zgodzili się na moje warunki - powiedziała z dumą.
"Huffington Post" podał, jak duża była rozbieżność w zarobkach Kevina Spacey i Robin Wright. I tak Spacey miał zgarniać 500 tysięcy dolarów za odcinek przed debiutem sezonu 3. Jednak osoba z produkcji wyznała, że od tego czasu jego stawka mogła dojść do miliona. W ubiegłym roku "Forbes" poinformował, że Wright zarobiła 5,5 miliona za pracę w serialu, czyli około 420 tysięcy za odcinek.
Robin Wright nie jest jedyną aktorką, która twardo negocjowała swoją stawkę. Przypomnijmy, że o zrównanie wynagrodzenia z tymi, które zgarniają aktorzy płci męskiej, walczyły też Jennifer Lawrence, Angelina Jolie, Meryl Streep, Sandra Bullock, Patricia Arquette, Kristen Stewart i Helen Mirren.
Zobacz: Popek nagrał hymn dla reprezentacji Polski na Euro 2016. Jest hit?