Znajomi i rodzina Oli ze Szwecji na pewno była pod wrażeniem sobotniego wydarzenia. Z przepychem i polską gościnnością nie może przecież konkurować żaden inny kraj. Tym bardziej że wesele nie skończyło się tuż po północy, jak to bywa w rodzinnym kraju Serneki. Aż do poniedziałku w Hotelu Pałac w Myślęcinku trwały poprawiny. Znowu były tańce. Znowu stoły aż uginały się od jedzenia i napitków. A i humory, choć noc była nieprzespana, wszystkim dopisywały.
W sali weselnej Joasia i Ola zjawili się w niedzielne popołudnie. Ona założyła zwiewną białą sukienkę, odsłaniającą plecy i podkreślającą jej szczupłe i długie nogi. On założył błękitną koszulę z białym kołnierzykiem - absolutny hit mody. Choć byli lekko zmęczeni, na ich twarzach widzieliśmy tylko szeroki uśmiech.
A i goście byli zachwyceni. Szczególnie zabawa spodobała się Szwedom, bo czegoś takiego to oni w życiu nie widzieli. W ich kraju wesele przypomina raczej uroczystą obiadokolację. Nie ma tam ani szalonych tańców, ani stołów zastawionych po brzegi. Ot, po ślubie spotykają się i rozmawiają sobie przy szwedzkim stole najdalej do północy. Nic dziwnego, że gdy Szwedzi poznali polskie zwyczaje, ani w głowie był im szybki powrót do domu. Spodobała im się polska gościnność.