Franciszek Pieczka poznał swoją żonę w akademiku. On ukończył już aktorstwo, a ona dopiero zaczynała studia dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim.
- Z kolegami adorowaliśmy wtedy Lidkę Korsakównę, która zagrała w "Przygodzie na Mariensztacie" i była słynna. Kiedy siedzieliśmy u niej, zgasło światło i poszedłem je naprawić. Przy skrzynce z korkami majstrowała moja przyszła małżonka. "Może koleżanka pozwoli sobie pomóc?" – zapytałem, ale nie pozwoliła. To była miłość od pierwszego wejrzenia, która trwała tyle lat – wspominał Franciszek Pieczka w "Gościu Niedzielnym".
Zakochani pobrali się w 1954 roku, a dwa lata później urodziła się ich córka Ilona. Franciszek Pieczka mógł skupić się na rozwijaniu kariery, a jego żona zajmowała się domem i dzieckiem. Szesnaście lat później po raz drugi zostali rodzicami w dość dramatycznych okolicznościach. Ich syn Piotr urodził się jako wcześniak i natychmiast umieszczono go w inkubatorze.
- Podczas odwiedzin zobaczyłem, że mój taki chudy jak pajączek leży z drugim noworodkiem, większym, silnym, bo dużo się dzieci wcześniej urodziło i leżały parami. Pomyślałem sobie: "Ojojoj, jest źle". Ale okazało się, że mój przeżył, a tamten nie. Takiego słabeusza Anioł Stróż ochronił, zaprotegował u Boga - wspominał aktor.
Pani Henryka zmarła w kwietniu 2004 roku po krótkiej chorobie, tuż przed 50. rocznicą ich ślubu. To był ogromny cios dla Franciszka Pieczki, który nie mógł pogodzić się ze stratą ukochanej. W rozmowach z dziennikarzami wciąż powtarzał:
- Żona była młodsza o pięć lat, a odeszła wcześniej. To ja chciałem umrzeć pierwszy.
Franciszek Pieczka wyznał też, że kilka razy przyśniła mu się zmarła żona. Gdy widział we śnie swoją ukochaną, chciał jej powiedzieć tylko jedno - jak bardzo ją kocha. Przyznał, że w ciągu życia bardzo często dawał żonie dowody swojej miłości uczynkami, ale teraz wie, że za rzadko jej to mówił.
- Teraz wiem, że ludzie powinni mówić sobie, że się kochają, bo życie szybko mija i nic się nie odstanie - powiedział w wywiadzie.
Dziś Franciszek Pieczka mieszka w Falenicy razem ze swoim synem, jego żoną i trojgiem wnucząt. Lato spędza u córki i jej rodziny, którzy mieszkają nad morzem.
- Mam pięcioro wnucząt. Doczekałem się też dwójki prawnuków. Jestem wdzięczny Bogu, że są, bo nie pozwalają mi skapcanieć na stare lata. Zmuszają dziadka do tego, żeby był aktywny. One też zawsze mogą na mnie liczyć. Dzięki temu czuję się potrzebny - wyznał aktor.
Franciszek Pieczka codziennie rano wstaje i robi ukochanym wnukom herbatę. Cieszy się względnie dobrym zdrowiem, choć narzeka na problemy ze słuchem. Jego synowa jest pielęgniarką i na jej oddziale jakiś czas temu przeszedł operację zaćmy.
W rozmowie z autorką książki "Jak mieć w życiu frajdę" przyznał, że coraz częściej myśli o śmierci. Bardzo chciałby znowu spotkać się ze swoją ukochaną żoną.
- Ja się śmierci nie boję. Ja swoje przeżyłem. Już nie mam jakichś aspiracji ani życiowych, ani osobistych, ani zawodowych. Tylko proszę Boga, żeby odejść w miarę spokojnie, bez boleści. No i żeby później spotkać się z małżonką. Tam, na górze. Może już przygotowała dla mnie jakie przyjęcie? To by było fantastyczne! - powiedział Franciszek Pieczka.