Po głośnych w ostatnich dniach odejściach - Barbary Bursztynowicz, czyli Elżuni z Klanu i Marty z "M jak Miłość", czyli Dominiki Ostałowskiej, wielu zastanawia się nad przyszłością seriali i tym, jak scenarzyści rozwiążą kłopotliwe wątki.
Zobacz również: "M jak miłość": Gonera komentuje odejście Ostałowskiej!
Postanowiliśmy porozmawiać z Iloną Łepkowską, nazywaną "Królową polskich seriali". To ona latami wymyślała i pisała wątki do największych polskich tasiemców.
SE: Stworzyła pani wiele telewizyjnych i filmowych hitów. Czego możemy się spodziewać od pani w tym roku?
Ilona Łepkowska: - Pracuję nad czymś, ale nic więcej nie zdradzę. Mogę jednak zapewnić, że nigdy nie zaangażuję się w serial "never ending story" tak mocno, jak kiedyś byłam zaangażowana w „M jak miłość” czy "Barwy szczęścia". To mnie już nie interesuje. Po tylu latach pracy, nie będę już nigdy kierownikiem literackim telenoweli. Piszę się najwyżej na rozkręcenie czegoś nowego, by nadać temu format, osadzić fabularnie tak, by mogło wiele lat funkcjonować, ale to wszystko.
Czyli rozumiem, że woli teraz pani zaangażować się w maksymalnie kilkunastoodcinkowe seriale sezonowe?
- Jeśli serial miałby mieć z założenia tylko trzynaście odcinków na rok, to może tak, ale najchętniej w roli producenta kreatywnego i ewentualnie na początku, przez pierwszy sezon - kontrola nad procesem literackim. Proszę pamiętać, że jestem już od kilku lat na emeryturze, skończyłam siedemdziesiąt lat, muszę zwolnić...
Ostatnio zwolniła Barbara Bursztynowicz, która po 27 latach rzuciła rolę w „Klanie”. Jest zaskoczenie? Pani stawiała ten serial od podstaw i pisała pierwsze - najciekawsze - wątki jej bohaterki.
- Nie dziwi mnie, że aktorzy odchodzą z jakiegoś serialu, jeśli są nim znużeni, albo widzą, że ich rola się nie rozwija czy jest marginalizowana. Nie wiem jak było w tym przypadku, ale wiem, że monotonia potrafi być męcząca. Sama odchodziłam z kilku seriali, mimo że były wielkimi sukcesami. Wolałam wziąć się za coś nowego, bo wolny zawód ma ten przywilej, że nie musi się ciągle robić tego samego.
Właśnie Barbara Bursztynowicz mówiła, że miała już dość, że od lat jest tłem. Stwierdziła, że zagrała już wszystko jako Elżbieta Chojnicka...
- Bohaterowie z "pierwszego składu" wcześniej czy później muszą odejść na dalszy plan, lub zniknąć, bo scenarzyści - zresztą słusznie - uważają, że zdarzyło im się w fabule właściwie wszystko. Stawia się wtedy co jakiś czas na nowe postacie. Ale to normalne w przypadku takich niekończących się historii. Gdyby było inaczej, zrobiłaby nam się z tego "Moda na sukces" i mielibyśmy do czynienia z kombinacjami i historiami, jak u mojej ulubionej bohaterki Brooke Logan. Swego czasu, oglądałam co parę lat na chwilę ten tasiemiec, by się zorientować, z kim ona jest teraz związana. Była przecież pucharem przechodnim wszystkich mężczyzn z tej produkcji. To było oczywiście komfortowe dla aktorów, bo mieli cały czas co robić. Gdyby jej życie się ustabilizowało, nie byłoby o czym opowiadać i w efekcie wszyscy nie mieliby pracy. Uciekając od karkołomnych, mało prawdopodobnych psychologicznie życiowych rozwiązań, w polskich wielosezonowych serialach stawia się na nowe postacie. To zawsze przykre i trudne dla aktorów, którzy byli w produkcji od początku, stawiali ją na nogi i mieli w niej główne wątki. Gdy schodzą na dalszy plan, często decydują się odejść z serialu. Dlatego rozumiem Basię. Na pewno życzę jej jak najlepiej, bo ją bardzo lubię.
Jej bohaterka wyjedzie na kilkumiesięczną zagraniczną pielgrzymkę...
- To prawdopodobnie producenci mają nadzieję, że wróci do „Klanu". Bo gdyby mieli przekonanie, że nie wróci, to by ją pewnie zabili. Zawsze można uśmiercić bohatera bez większego problemu. Wiem, brzmi to cynicznie!
Dużo osób twierdzi, że "Klan" powinien się już skończyć...
- Mój punkt widzenia jako twórcy i widza jest jasny. Seriale nie powinny się za długo ciągnąć. Kiedy widzę gdzieś w streamingu serial, który ma już ponad 5 sezonów - nie wchodzę w oglądanie go. Gdyby to tylko ode mnie zależało, skończyłabym dawno każdy z moich seriali, który pisałam. Jednak jest jeszcze punkt widzenia stacji, która ma swoją politykę. Wiadomo, że w dzisiejszych czasach żaden nowy projekt nie osiągnie takiej oglądalności, jak te stare. Gdybyśmy przeanalizowali, jak spadła widownia "M jak miłość" czy "Na dobre i na złe" w bezwzględnych liczbach widzów, to jednak ratingi, czyli procent wszystkich włączonych telewizorów na ten akurat program jest nadal bardzo wysoki. Nic dziwnego, że stacja jak TVP, która nie ma teraz pieniędzy na nowe produkcje, a musi jakoś zarabiać i mieć dobre pasma reklamowe, trzyma się tych sprawdzonych rzeczy. Woli mieć stare formaty, które nie są strasznie drogie i mają ugruntowaną widownię, niż ryzykować czymś nowym. Jest jeszcze punkt widzenia producenta, który dany serial realizuje na zlecenie telewizji. Wiadomo że takie kilkudziesięcioletnie zlecenie jest rzeczą nie do pogardzenia. Daje stabilizację finansową, poczucie bezpieczeństwa… Rozumiem ten punkt widzenia… No i jest grupa widzów, którzy czekają nadal na każdy odcinek… Każdy ma swoje racje.
Kiedy w takim razie zakończyć serial codzienny?
- Gdy wypala się jego energia i nie ma już dobrego pomysłu na głównych bohaterów i mnoży się ponad miarę nowych. Ale powtarzam - to punkt widzenia Ilony Łepkowskiej, autorki.
Wracając do „Klanu”. Pani miała w nim wpływ na obsadę?
- Tak. Mimo że nie byłam tam producentem, to podpowiedziałam kilka osób. Np. jak szukaliśmy córek Lubiczów, przypomniałam sobie, że Joanna Żółkowska ma córkę w wieku Agnieszki. Dlatego Paulina Holtz została zaproszona na zdjęcia próbne i w efekcie dostała rolę, którą ma do dziś. Pamiętam, że koledzy pokazywali wtedy zdjęcia z castingów i pytali się mnie o zdanie. W tym sensie miałam wpływ, bo słuchali mojego zdania, ale nie był to głos decydujący.
Niejeden aktor "przejechał się" na swoim odejściu z popularnego serialu. Okazało się, że nagle nie ma dla nich pracy, bo wszyscy widzą w nich tylko jedną postać... Z tego powodu wielu z nich nie podejmuje wyzwania i tkwi w czymś, co jest kulą u nogi.
- Odejście to zawsze ryzyko. Małgosia Kożuchowska mówiła w jednym z wywiadów, że jak podjęła decyzję odejścia z "M jak miłość", to ktoś znający branżę, powiedział jej, że teraz musi przeznaczyć przynajmniej dziesięć lat, by zbudować na nowo swoją pozycję. Nie Hanki Mostowiak, ale Małgorzaty Kożuchowskiej - aktorki.
Rozmawiał Bartosz Pańczyk
Zobacz również: Ilona Łepkowska: Czarny Jan III Sobieski to przegięcie! Będzie burza po jej słowach?