Trudno umówić się z nią na wywiad. Choć występowała na wielu światowych scenach, obok takich sław jak... Erno Rubik, twórca słynnej kostki Rubika. Jest skromna do granic. Nam jednak zgadza się opowiedzieć o swoim życiu.
Pojechała do cyrku i została
- Skąd to obcobrzmiące nazwisko? Niektórzy sądzą, że to mój pseudonim, ale tak nazywał się mój ojciec. Pochodził z Chin. Studiował medycynę, ale przegrał dom w kości. Wystraszył się srogości ojca, czyli mojego dziadka, uciekł do Rosji, a potem do Polski. Tu poznał moją mamę, w '27 roku w kościele na Pl. Trzech Krzyży wzięli ślub - mówi pani Krystyna i dodaje. - Kiedy mama szła do ołtarza, kobiety ją szczypały, zatrzymywały. By się zastanowiła, by go nie brała.
Państwu Li - U - Fa urodziło się czterech synów i córka. Wszyscy związali się ze sceną. - Kiedy miałam 15 lat, na wakacje pojechałam odwiedzić występujących w cyrku braci. Dyrektor cyrku powiedział: - "Zostań". Została, wraz z braćmi wykonywała numer "Ekwilibrystyka chińska". Ale bardziej ciągnęło ja do iluzji.
Przeczytaj koniecznie: Włoska magia nas nie powala
Podpatrywała najlepszych. Chińczyka Sajgonsa, Egipcjanina Galę - Galę. Jak mówi, w tej chwili jest jedyną kobietą, która zdała egzaminy dla iluzjonistów przed komisja Ministerstwa Kultury.
Całował ją boss włoskiej mafii
Wiele widziała, wiele przeżyła: - W klubie we Włoszech, nie zdając sobie z tego sprawy, wystąpiłam przed mafią. Tak im się występ spodobał, i byli tak zaskoczeni, że nie jestem asystentką iluzjonisty a iluzjonistą, że na koniec boss mafii pocałował mnie w rękę. Właściciel klubu o mały włos nie zemdlał - mówi pani Krystyna.
- W Grecji orkiestra potraktowała mnie... per noga. Znowu to samo. Że kobieta występuje sama. To dla nich było niezrozumiałe! Ale wieczorem po występie pytali "Jaką wódkę pijesz?".
W Związku Radzieckim miała problemy. - Kiedy wjeżdżałam tam z gołębiami, wszystko było ok., ale gdy wyjeżdżałam, stwierdzili, że wcześniej ich nie miałam. Nie chcieli mnie wypuścić. To co, znaczy, że je złapałam na pl. Czerwonym? - dziś mówi o tych przygodach z uśmiechem.
Marzy o Chinach
Jej największa aktywność zawodowa przypada na czasy komunizmu, a wtedy... o wszystko było trudno. - Miałam np. trick ze wstążkami, do jednego tylko numeru potrzebowałam jej 80 m. Ale wstążek w sklepach nie było nawet na centymetr! No to jak występować? Dostałam zaświadczenie i jeździłam do fabryk - opowiada i dodaje - Było biednie, ale tęsknię za tamtymi czasami.
Bo dziś mówi, że o fałszywych iluzjonistów łatwo jak o masło. - Opracowali dwie sztuczki, fatalnie, i występują w szkołach lub na jakiś piknikach. Prawdziwym iluzjonistom przynoszą wstyd.
Ona sama występuje dziś rzadko, przy specjalnych okazjach. Nadal jednak pracuje, jeździ na kongresy iluzjonistów, egzaminuje młodych adeptów sztuki.
A czym marzy? - Chciałabym pojechać do Chin. Nigdy nie poznałam swojej chińskiej rodziny. Kiedyś już miałam jechać, ale grupa, w której występowałam, dostała kontrakt na statek i musiałam z nimi jechać.