Irena Kwiatkowska, czyli „kobieta pracująca” ostatnie lata swojego życia spędziła w domu seniora w Skolimowie. To właśnie tam także zmarła. Tak przynajmniej brzmiała wtedy wersja oficjalna. – Była zmęczona chorobą, ale nie umarła chora, po prostu to wiek... – tłumaczono.
Książka „Kwiatkowska. Żarty się skończyły” rzuca jednak nieco inny obraz na ostatnie lata życia aktorki, pokazując, że walczyła z ciężkimi chorobami.
„Gdy z powodu kamicy trafia do lecznicy MSW, najpierw planowana jest operacja. Aktorka dostaje antybiotyki, ale jest bez apetytu, ma zator, traci przytomność. Wszyscy myślą, że to już koniec. Na drugi dzień wstaje wyprostowana, próbuje zapiąć sobie stanik i mówi do obecnej przy wszystkim bratanicy: »Krysiu, wyrzucają mnie stąd!« . Wychodzi wtedy z Jabłońską na powietrze, siada na ławce, patrzy wysoko w niebo i mówi: »O Boże, jak to niebo jest wysoko!«. – Powtórzyła to chyba z dziesięć razy... Organizm Ireny, choć wyczerpany i wyniszczony, jest wyjątkowo silny. Ma jeszcze siłę, by wyjść, by porozmawiać, nabrać oddechu w płuca, odmówić modlitwę. Przeżyje śmierć kliniczną, wróci do życia” – czytamy w książce.
„Osiem lat później, w Szpitalu Zakaźnym na Wolskiej, ten cud się nie powtórzy. Sepsa zwycięży”.
Pogrzeb aktorki odbył się 14 marca 2011 r. na warszawskich Powązkach.
Premiera książki "Kwiatkowska. Żarty się skończyły" miała miejsce 27 lutego.