- Znałam Anię, występowałyśmy razem. Nie byłyśmy przyjaciółkami, które chodzą na kawę, telefonują do siebie, tym bardziej nie zapomnę jej, co dla mnie zrobiła. Zawdzięczam Ani wspaniałą rzecz. Publicznie stanęła w mojej obronie! - mówi znana wokalistka i dodaje: - To było za granicą, wyjechałyśmy z PAGART-em (agencja artystyczna za czasów komunizmu) na występ do radia w Kolonii, w RFN. Przed wyjazdem powiedziano nam, że Niemcy znają język polski i żebyśmy zachowywali się godnie. Ale pewien pan, władna osoba, w czasie prób chciał mnie sprowokować do złego zachowania, żeby potem w Warszawie pokazać, że nie opłaca się mnie wysyłać na koncerty. Nie chodziło o sprawę polityczną, chodziło o sprawę zawodową. Ja tego nie wytrzymałam. Konsekwencje naprawdę mogły być groźne. Rozsypałam się na kawałki. I wtedy Ania... opowiedziała się za mną. Wzięła mnie do swojego pokoju w hotelu, bo ja sama ze sobą nie dałabym rady. Rozmawiałyśmy, powiedziała mi parę ważnych zdań, które zapamiętam do końca życia. A potem opiekowała się mną w garderobie, za kulisami, w czasie koncertu. Dzięki temu wytrzymałam ten nalot na mnie. To świadczyło o jej wielkiej koleżeńskiej odwadze, o jej wielkim człowieczeństwie. Była nie tylko utalentowaną kobietą, była mądrym, dobrym człowiekiem!
Potem jeszcze wielokrotnie drogi obu wokalistek się krzyżowały.
- Śpiewałam jej piosenkę "Być może", Ania się zgodziła. Interesowałam się, co się z Anią dzieje. Wielka szkoda, że tak szybko odeszła. Ale mam nadzieję, że jest tam, a Bóg jej to wszystko wynagrodził.