„Tych lat nie odda nikt”, „Embarras”, „Powrócisz tu” to tylko nieliczne z ponad tysiąca nagranych przez Irenę Santor piosenek. Artystka niespełna dwa lata temu oficjalnie zakończyła karierę estradową, jednak niedawno była honorowym gościem z okazji obchodów 90-lecia Juraty. Podczas wieczoru wykonała utwór, pt. „Już nie ma dzikich plaż”, który rozsławił to miejsce. Mimo upływu lat i smutnych wydarzeń, w tym śmierci ukochanego męża Zbigniewa Korpolewskiego (†84 l.) piosenkarka nie straciła pogody ducha ani dawnego blasku. W kreacji przygotowanej specjalnie dla niej na to wydarzenie przez Dorotę Goldpoint błyszczała na scenie jak za czasów swej największej świetności. Po pełnym emocji występie zapytaliśmy gwiazdę, co sprawia jej największe szczęście.
- W moim wieku już samo to, że jestem, że żyję. Może nie brzmi to bajkowo, czy literacko, ale po prostu cieszę się, że jestem na świecie, że mogę uczestniczyć w życiu, mogę oddychać świeżym powietrzem, np. jak jestem w Juracie, że mogę doznawać, czytać, smakować… że to wszystko wciąż jest mi dane i chciałabym, żeby jeszcze trochę potrwało – wyznała „Super Expressowi” pani Irena, podkreślając, że jej życie nie zawsze było usłane różami.
- W życiu zdarzało mi się przeżyć rzeczy fantastyczne, wspaniałe, ciekawe, imponujące, ale także i wiele przykrości mnie spotkało. Uważam, że życie bez zmartwień i poważnych kłopotów być może byłoby nieciekawe, dlatego nie narzekam. Miałam bardzo urozmaicone, ciekawe życie. Nie jestem pesymistką. Z każdej trudnej sytuacji starałam się wyjść obronną ręką, wyciągać wnioski i iść dalej. Najciekawsze jest jutro, co było, to było - trzeba to wspominać, ale ciekawe jest to, co będzie, żebyśmy tak mogli budzić się rano jeszcze długo, długo, długo... – uśmiecha się Santor i zapewnia, że zdrowie jej dopisuje.