Irena Santor to jedna z najpopularniejszych artystek polskiej sceny. Znają ją bodaj wszyscy w Polsce. Któż z nas nie nucił nigdy "Już nie ma dzikich plaż", "Powrócisz tu", albo nie śpiewał "Tych lat nie odda nikt"? Irena Santor ma przepiękny głos, ale też charyzmę i wielką klasę, a na scenie uwodziła publiczność nie tylko głosem, ale też urodą, wdziękiem i ogromną życzliwością wobec świata. Artystka niedawno świętowała 87. urodziny. Już niestety nie koncertuje. Ostatni raz zobaczyć i usłyszeć piosenkarkę można było na Molo w Juracie podczas obchodów 90-lecia kurortu.
ZOBACZ TAKŻE: Przełomowa decyzja Ireny Santor! To KONIEC! Fani w rozpaczy
Irena Santor udzieliła niedawno wywiadu "Vivie!". W rozmowie tej mówi m.in. o swoim trudnym dzieciństwie. Pierwsza Dama Polskiej Piosenki bardzo wcześniej straciła ojca, na początku II wojny, mama wychowywała ją sama, równocześnie pracowała, aby utrzymać siebie i dziecko. Była krawcową. Wojna okazała się wielką traumą dla Ireny Santor. Strach związany z okupacją niemiecką, jak wyznaje w rozmowie z magazynem, nosi w sobie do dzisiaj. Ale nie to jest najbardziej szokujące w opowieści Ireny Santor o dzieciństwie. Otóż na łamach "Vivy!" artystka wyznaje, że była półsierotą i marzyła o tym, aby zostać... zakonnicą!
- Miałam takie marzenie w dzieciństwie, w przeciwieństwie do tego, jaka byłam w życiu. W naszym domu wisiał obrazek świętej Tereski. Boże, taki kiczowaty. Te promienie okalające św. Teresę, fioletowe kwiaty opadające na ziemię. Pamiętam, że bardzo chciałam być taka jak ona - wspomina.
Irena Santor w wywiadzie dla "Vivy!" opowiada też o bólu po stracie ukochanego, Zbigniewa Korpolewskiego. Para przeżyła razem 40 lat, ale ślubu nie mieli. Mimo to, Irena Santor podkreśla, że byli bardzo szczęśliwi, a ona musi nauczyć się żyć na nowo, bez niego. - Nie chcę tych spraw roztrząsać, bo Zbyszka już nie ma i nic tego nie zmieni. Zastanawiam się tylko, po co człowiek musi tak cierpieć - pyta retorycznie łamach "Vivy!" Pierwsza Dama Polskiej Piosenki. I zdradza, że stara się żyć pogodnie i aktywnie, mimo że skończyła 87 lat, a także chce spotykać się z ludźmi. Choć, jak dodaje, trwa pandemia, która przecież normalne spotkania utrudnia nam wszystkim od prawie dwóch lat.
Zdradza też, że boi się przemijania. - Akceptuję przemijanie, ale chciałabym, aby trwało jak najdłużej. Żeby trwało, trwało, trwało... Tak się wyłgam. Nie chcę odchodzić. Dobrze mi na Ziemi - wyznaje artystka.