Urodziłam się w mieszkaniu dziadków w Łodzi, onegdaj była to ulica Świerczewskiego (dziś Radwańska). To był czas powojenny, był położnik, który zajmował się rodziną. Z opowieści mamy wiem, że poród był koszmarny, strasznie się męczyła, trzy dni próbowałam dostać się na ten świat. Urodziłam się z zamartwicą siną, byłam fioletowa i nie oddychałam. Trzeba było udrożnić krwiobieg, co położna uczyniła: wzięła mnie za nogi i tłukła dopóty, dopóki nie wydałam z siebie pierwszego okrzyku. Jak widać, skończyło się dla mnie szczęśliwie.
Pamiętam, że zanim tata dostał piękne służbowe mieszkanie na Bałutach, mieszkaliśmy to u jednych, to u drugich dziadków. Tata był inżynierem chemikiem ze specjalnością papier i celuloza, mama pracowała w małym biurze, którego nazwa mnie bardzo śmieszyła: Związek Hodowców Drobnego Inwentarza. Z perspektywy lat myślę, że związek moich rodziców musiał być niełatwy. Ich rodziny bardzo się różniły. Rodzina taty - z polskimi od pokoleń korzeniami, z silnym poczuciem tradycyjnego patriotyzmu, rodzina mamy - mieszanka kultur i narodowości. Moi prapradziadkowie współtworzyli przemysłową, włókienniczą Łódź.
Przeczytaj też: Filip Łobodziński: Miałem 8 lat i poszedłem do pracy - HISTORIA ŻYCIA
Dziadkowie to byli wspaniali, kolorowi ludzie o bogatych osobowościach, z poczuciem humoru. Babunia była rozrzutna, pewnego razu podarowała samowary synowi znajomej, który zbierał starocie. Dziadek męczył mnie: "No powiedz, komu je dała? Pójdę, powiem, że moja żona jest chora na umyśle, i odbiorę". Na Gwiazdkę kupowałyśmy mu plik biletów autobusowych, bo z oszczędności lubił jeździć na gapę. Tęsknię za nimi do dziś, choć odeszli ponad 30 lat temu. Jakim dzieckiem byłam? Wybitnie inteligentnym (tu proszę dopisać - śmiech), w wieku 5 lat przeczytałam "Quo vadis", "Hrabinę Cosel" i "Dywizjon 303" z biblioteczki ojca. Nie lubiłam zabawek, w przedszkolu byłam jeden dzień. Wyłam wniebogłosy, gdy kazali mi położyć się na leżakach po obiedzie! Nie znosiłam masowego traktowania, moja indywidualność strasznie cierpiała, gdy okazało się, że na komendę muszę robić to, co inne dzieci. Więc następnego dnia zostałam odwieziona do dziadków.