To była wyprawa do USA, której artystka nie może wspominać dobrze. Razem z Tercetem ruszyła pocieszać serca stęsknionej za krajem Polonii.
- Jedziemy z koncertu na koncert, ja umalowana, oczywiście cała muszę być taka. Chciałam się poprawić w busie, złapałam się ramy drzwi, a nie było tej gumy. Mówię: "Koledzy, jedziemy", ten kolega z przodu - bach - drzwi zasunął. Palców dosłownie nie ma! - opowiada "Super Expressowi" pani Izabela. - Zaraz przyjechało pogotowie. Ja wtedy mówię do chłopaków: "Wody!" (bo Zbyszek, mój mąż, płakał). Chciałam się napić, a oni przynoszą kubek i chlusnęli mi w twarz. Wtedy ja krzyknęłam: "Jezus Maria, makijaż mi polali". Ale człowiek jest pusty!
Dziś, z perspektywy lat, Skrybant podchodzi do tego z dystansem. Ale wtedy nie było wesoło...
- Rękę miałam czarną. Chirurg to zobaczył i mówi: "Pani Izabello, musimy amputować". Straciłam tylko dwa palce, mam teraz nakładki - wspomina tamten czarny dzień. - Polonia dowiedziała się o wypadku i dostałam osobny pokój w szpitalu. Cały w kwiatach, w jednym bukiecie na przykład zawinięte było tysiąc dolarów. W ogóle w szpitalu nazywali mnie słoneczkiem. Bo nie narzekałam, mimo że straszne boleści przechodziłam. Bo nie ma nic gorszego, jak stracić palce.
Jednak informacja o szczegółach wypadku długo nie ujrzała światła dziennego. Fani nie mieli o tym pojęcia.
- To było w 1984 roku, chciałam to jakoś utrzymać w tajemnicy. Inne były czasy, ludzie niepotrzebnie się blokowali na osoby po takich wypadkach - tłumaczy swoje zachowanie pani Izabela.