Do restauracji weszła w ciemnych okularach, a w czasie rozmowy była taka cichutka - zupełnie nie jak Agata Kulesza, którą znamy z parkietu i rozrywkowych programów.
- Co pani dzisiaj taka spokojna? - nie wytrzymałem.
- Jestem zmęczona. A poza tym siedzimy sobie przy herbacie, trudno, żebym biegała dookoła stołu - odpowiedziała zadziornie i już wiedziałem, że rozmawiam z właściwą osobą.
- W wywiadzie sprzed lat mówiła pani, że ma trzy przyjaciółki. Czy ta liczba jest wciąż aktualna?
- Tak, nic się nie zmieniło. Mówiłam o Agnieszce, Madzi i Hani. Dziękuję im, że ciągle są ze mną.
- Pytam o liczbę, bo jak wiadomo sukces powoduje, że przyjaciół szybko przybywa.
- Nie zaprzyjaźniam się na ulicy. Ludzie mi gratulują, dobrze życzą, ale od zaznajomienia się do przyjaźni droga daleka. Chyba za wcześnie na to, o czym pan mówi. Na razie nic się specjalnie nie zmieniło.
- Naprawdę nic?
- No, może trochę moje samopoczucie. Jestem bardzo szczęśliwa, że ten nasz wielki wysiłek w tak piękny sposób został nagrodzony.
- Dlaczego wygraliście? Tańczyliście najlepiej?
- Nie tańczyliśmy źle, ale nigdy nie będę tańczyła tak znakomicie, jak Natalia Lesz i nie będę tak piękna, jak Marta Żmuda Trzebiatowska. Każda z nas co innego wyrażała. Na to, że wygrałam, złożyło się kilka różnych rzeczy.
- Mianowicie?
- Głównie to, że ludzie się ze mną i ze Stefano zaprzyjaźnili. Spotkał swój swego, dobrze się nam z sobą pracowało i publiczność nam zaufała.
- "Marta Żmuda Trzebiatowska za ładna, Natalia Lesz za bogato urodzona, to zagłosuję na Kuleszę, to taka zwykła dziewczyna" - słyszałem nieraz na pani temat.
- Miało to pewnie jakieś znaczenie, ale dziwi mnie, że ludzie mają za złe innym to, na co oni nie mają wpływu. Marta jest piękną aktorką i trzeba uważać, żeby nie zrobić jej krzywdy. Należy ją chronić. Natalka jest wrażliwa, a wszyscy ją atakują. To obrzydliwe. Ci, którzy to robią, powinni zastanowić się, czy chcieliby, żeby o ich dziecku takie rzeczy wygadywano. Nie zgadzam się na to, żeby dziewczyny tak bezpardonowo atakować.
- "Beata Ścibakówna właśnie odpadła, Agata Kulesza wygrała w finale. Dlaczego uznane teatralne aktorki uczestniczą w telewizyjnych show?" - pytają internauci.
- Gdy po 11 latach od skończenia szkoły aktorskiej zagrałam w "Heli w opałach", nagle stałam się osobą popularną. Wtedy zrozumiałam, że aktor powinien od czasu do czasu pokazać się w telewizji. Może być w swoim teatrze fachowcem rzadkiej klasy, ale jeżeli nie ma go w telewizji - nie istnieje. Trudno mi się z tym pogodzić, ale taki jest świat.
- Czyli te wszystkie lata spędzone przez panią w teatrze się nie liczą?
- Skąd! To bardzo ważny czas. Normalnie żyłam, grałam, urodziłam córkę, stworzyłam rodzinę. To wspaniałe lata, które liczą się dla mnie bardziej niż to, że teraz mój telefon dzwoni bez przerwy. Nie o to mi chodziło. Kocham swój zawód, ale nie wybrałam go dlatego, żeby być na okładkach kolorowych gazet. Żeby tam trafić, są inne sposoby (śmiech).
- Propozycję zatańczenia w "Tańcu z gwiazdami" przyjęła pani bez oporów?
- Długo się wahałam, a w czasie pierwszych odcinków bałam się, że odpadnę.
- A co przesądziło?
- Wcześniej miałam propozycje z innych tego typu programów. Odrzuciłam je od razu, a nad "TzG" zaczęłam się zastanawiać. To banalnie zabrzmi, ale zadecydowała miłość do tańca. Po prostu lubię tańczyć.
- A jakiś telefon do przyjaciela był?
- Rozmawiałam z Kasią Nosowską, z którą znamy się od dziecka i bardzo lubimy. Podziwiam ją i jej zdanie było dla mnie ważne. Była jedną z pierwszych osób, które przekonywały mnie, że powinnam zatańczyć. Po kolejnych rozmowach z: Joasią Szczepkowską, Anną Guzik i z moimi najbliższymi postanowiłam spróbować.
- Jak mąż i córka to przetrzymali?
- Wspaniale się zorganizowali i dali mi przez to dużo radości. Taniec to moja pasja, której pozwolili mi się oddać.
- Było ciężko?
- Szczególnie w październiku, gdy miałam w teatrze premierę. Wychodziłam z domu rano, a wracałam, kiedy już spali. Od 4. sierpnia do poprzedniej soboty tańczyłam codziennie przez 4-5 godzin.
- A co na to pani ciało?
- Straciłam parę centymetrów w kilku miejscach, mam lepszą kondycję i łatwiej mi wchodzić na 3. piętro. Jestem jakby lżejsza, ale na wadze tego nie widać (śmiech).
- Żal mi trochę tego porsche. Faceci tego pani nie wybaczą. Jak można się wysprzedawać z takiego samochodu?
- Jako mężczyzna może się pan dziwić, ale niech mi pan wierzy - samochód nie jest najważniejszy. Oddaję go, bo dostałam dużo innych wspaniałych rzeczy, m.in. zaufanie i akceptację publiczności. To bezcenne.
- Na co przeznaczy pani pieniądze za porsche?
- Na jakieś hospicjum. Odeszło wielu moich znajomych i pomyślałam sobie, że to jest dobry moment, żeby pomóc ludziom w podeszłym wieku.
- Anna Guzik i Magda Walach, poprzednie zwyciężczynie "TzG", nie wpadły na tak kapitalny pomysł. Proszę o słowo komentarza.
- To bardzo osobiste decyzje. To kwestia pomysłu, sytuacji życiowej i rozmowy, którą akurat ja odbyłam ze swoim mężem.
- Małżonek nie przymierzał się do tego auta?
- Od początku był absolutnie zwolennikiem zlicytowania samochodu. Uważamy, że będzie to dobre dla wychowania naszej córki.
- A czym się pani mąż zajmuje?
- Jest operatorem filmowym, ale rozumiem pana dociekliwość. To nie jest tak, że żyję jak pączek w maśle, bo mam piekielnie bogatego męża...
- ...Tak sobie tylko pomyślałem. Po co im porsche, jak mają bentlaya?
- Nie, nic z tych rzeczy. Żyjemy normalnie.
- A jak to się stało, że zapomniała pani podziękować tanecznemu partnerowi Stefano Terrazzino?
- Wszystko przez emocje. Przed finałem ze Stefano ustaliliśmy, że gdyby się zdarzyło, że to my wygramy, to ja w imieniu naszej pary mam dziękować. Gdy nadszedł ten moment, potraktowałam nas jako parę właśnie. Przeprosiłam go już kilka razy, a Stefano powiedział: "Agata. Wiem, jak bardzo jesteś mi wdzięczna". Jeżeli jest niedosyt, to: "Stefano! Jeszcze raz Ci dziękuję. Wybacz mi te nerwy. Wiesz, jak bardzo jesteś dla mnie ważny".
- Przez ostatnie miesiące spała pani po kilka godzin. Zauważyła pani, że spadły już liście z drzew?
- Zauważyłam. Przez ten taniec nie byłam ani razu na grzybach, które tak bardzo lubię zbierać, i tego najbardziej żałuję.
- Co ten sukces zmieni w pani życiu?
- Sukces? A co to znaczy? Sukcesem jest to, że wygrałam i dostałam dużo energii, a zainteresowanie mediów nie ma większego znaczenia. Za chwilę będzie nowa edycja "TzG". Wolałabym grać ciekawe role i może kiedyś jakiś producent powie: "Angażuję Kuleszę, bo jest dobrą aktorką". Nie chcę być produktem, a ten program mnie utwierdził, że moja droga jest słuszna.
- Jutro jedzie pani do Komorowa koło Warszawy na koncert dobroczynny dla chorych dzieci. Nie marzyła pani o weekendzie tylko z najbliższymi?
- Oprócz charytatywnego koncertowania mam dwa przedstawienia w teatrze. Idą mikołajki, a ja będę w pracy. A do Komorowa zobowiązałam się pojechać, bo poprosiła mnie o przysługę koleżanka, aktorka, która prowadzi tam fundację.
- Mogą być tłumy...
- Niech pan nie przesadza.
Agata Kulesza (37 l.)
Absolwentka warszawskiej PWST. Aktorka warszawskiego Teatru Dramatycznego. Popularność przyniosły jej role w: "Pensjonacie pod Różą" i "Heli w opałach". Właśnie wygrała TVN-owski "Taniec z gwiazdami". Mąż Marcin Figurski (42 l.), operator filmowy, córka Marianna (11 l.). Mieszkają na warszawskim Ursynowie. Jeździ 5-letnim renault kangoo.