Zanim zostałem aktorem, chciałem być piosenkarzem. Przeszedłem drogę polskich festiwali - piosenki harcerskiej w Siedlcach, piosenki radzieckiej w Zielonej Górze, później Opole, Kołobrzeg... Tak naprawdę marzyłem, by śpiewać w operetce, w operze. Poszedłem więc do Akademii Muzycznej, ale szybko stamtąd uciekłem. Dlaczego? Bo wtedy doszedłem do wniosku, że to jakiś absurd, że niczego tam nie uczą.
Sytuacja wcale nie była wesoła, przypomnę, że czekał mnie obowiązkowy wówczas pobór do wojska. Zrezygnuję z Akademii, zabiorę papiery, a wtedy... Mimo to podjąłem decyzję. Poszedłem na spacer na warszawską Starówkę. Na ulicy Miodowej natknąłem się na szkołę teatralną. Wszedłem do środka, w holu stała sprzątaczka. Zapytałem, gdzie mogę złożyć papiery, a ona: "Chłopczyku, ale już jest za późno, lista zamknięta".
Przeczytaj koniecznie: Jacek Borkowski: Wołali na mnie Baleron
Chyba musiałem się trochę obruszyć za tego "chłopczyka". Odburknąłem jej coś, ale zdaje się niezbyt grzecznie. "Proszę mi tylko pokazać, gdzie jest dziekanat" - nalegałem. Niestety, w dziekanacie potwierdzili, że jest już za późno. Ale nagle otworzyły się drzwi, a w nich pojawiła się owa sprzątaczka: "Przyjmijcie papiery od tego chłopca" - powiedziała. Okazało się, że to była prof. Rena Tomaszewska, prorektor uczelni. W komisji egzaminacyjnej oczywiście też była, a obok niej siedzieli Wojciech Siemion (†82 l.), Aleksandra Śląska (†64 l.), Zofia Mrozowska (†61 l.), Andrzej Łapicki (86 l.). Ten ostatni rzucił: "To niech pan coś powie". Powiedziałem, "że mówić nie będę, ale mogę zaśpiewać". Zaśpiewałem kanzonę Scarlattiego (utwór operowy z okresu baroku - red.). Już po egzaminie podeszła do mnie pani prorektor i powiedziała, bym się jednak dwóch wierszy nauczył. Więc nauczyłem się. Juliana Tuwima "Do prostego człowieka" i coś Norwida, też krótkiego - nie więcej niż trzy zwrotki.