Chciałem się urodzić! To mama uciekała przed porodem, bo groziła jej cesarka, której bardzo się bała. Wtedy, a były to lata 50., taka operacja była obarczona znacznie większym ryzykiem niż dzisiaj. Biegała więc po piętrach szpitala z nadzieją, że to przyspieszy rozwiązanie. Urodziłem się w ostatniej chwili, lekko już podduszony. Na szczęście obyło się bez komplikacji medycznych.
Mama zawsze była ze mną. To ona przeprowadziła mnie przez dzieciństwo, przez zakręty dojrzewania. Właściwie wciąż potrafi zadzwonić i zapytać, czy ciepło się ubrałem. To mama ukształtowała moje spojrzenie na świat. Jej zainteresowania, tęsknoty stały się moim udziałem. Ojciec? Nie, nie odszedł. Gdyby odszedł, nie byłoby kłopotu. Ojciec miał problemy z alkoholem, ale nie chcę o tym mówić...
Mama pracowała w handlu - wychowałem się właściwie w sklepie. Ale kochała teatr, sztukę, do dziś mama pisze wiersze, a ma 81 lat.
Chadzaliśmy do opery, operetki, do teatru - za wczesnego Adama Hanuszkiewicza do Powszechnego, do Dramatycznego za Jana Świderskiego...
Byłem chyba dobrym dzieckiem. Nie sprawiałem kłopotów, mama nie musiała mnie szukać gdzieś po podwórkach. Oczywiście mogę pochwalić się historią z połamaną ręką i nogą, gdy spadłem z drzewa, ale przyznam, że takich ekscesów mam w swoim życiorysie niewiele. Bo w tej kwestii miałem naturalną przeszkodę - tuszę. W wieku 13 lat ważyłem ponad 100 kg. Miałem przezwisko Baleron, po części przez babcię, która przychodziła na przerwach do szkoły i przynosiła kanapki. Wtedy, w tamtych czasach, zanim dobiegłem do piłki, chłopaki kończyli już mecz.
Skoro nie mogłem wyżyć się w sporcie, pochłaniałem tysiące książek z różnych dziedzin - z fizyki, psychologii, historii. Od mamy i babci dostałem pianino. Porządne, August Forster.
Kiedy poszedłem do liceum, nudziłem się, bo umiałem więcej niż ode mnie wymagano. Także bardzo szybko skończyłem liceum i studia. Miałem 20 lat, gdy zostałem aktorem z dyplomem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie...