- Najgorsze ma pan już za sobą, ale temat udaru wciąż jest obecny w pana życiu. Co pana skłoniło, by podzielić się swoimi przeżyciami i wpierać akcję „ALERT UDAROWY”?
- Sam przechodziłem ten proces w sposób - powiedziałbym - daleki od idealnego. To mi uświadomiło, że powinniśmy więcej wiedzieć na temat udaru. Stąd moja decyzja, żeby się włączyć w akcję.
- Lekarze podkreślają, że w przypadku udaru kluczowe jest szybkie działanie. Jak było w pana przypadku?
- Ja nie wiedziałem, że to jest udar, że może wystąpić w moim przypadku i co może mi grozić. Byłem skazany na pomoc ludzi z zewnątrz, a jeszcze do tego dostałem udaru na trasie A1, kiedy prowadziłem samochód. Musiałem zjechać na parking i wydawało mi się, że się zdrzemnąłem. To trwało jakieś 4 godziny, po czym usiłowałem się wydostać z tego parkingu. Wtedy zatrzymał się oznakowany samochód i znalazł mnie pracownik parkingu, który wezwał pomoc.
- Okazuje się, że co 6,5 minuty ktoś w Polsce dostaje udaru mózgu, tymczasem większość z nas o udarze wie niewiele, lub nic. Co pan wiedział o nim wiedział wcześniej?
- Nic – i właśnie na tym polega cały problem. Oczywiście teraz już wiem. Opadający kącik ust, niedowład dłoni, nogi lub jednej strony ciała, zaburzone widzenie - miałem wszystkie typowe objawy udaru i nie widziałem, co to jest. Wiedziałem tylko, że sytuacja jest tragiczna. Mimo że już wcześniej byłem w szpitalu z poważną wadą serca, a po wyjściu ze szpitala brałem leki, tak jak mi kazali lekarze, dla mnie to była dziwna sytuacja. Udar? Nie wiedziałem, że coś takiego może mnie spotkać. Jest to okropne przeżycie, dlatego staram się nagłaśniać ten problem.
- Co każdy z nas w takim razie powinniśmy wiedzieć o udarze? Na co się przygotować?
- Wiedząc o tym, że mamy do czynienia z udarem, jesteśmy w stanie zareagować optymalnie. Bardzo ważne jest, by nie tłumaczyć tego jako syndromu alkoholowego, a tak się najczęściej dzieje, bo następuje wtedy zaburzenie mówienia. Człowiek w tym stanie bełkocze. Ale widać też opadający kącik ust, niesprawną część ciała, to są wyraźne sygnały. Wtedy najważniejszy jest czas reakcji. Jeżeli jest szybka, udaje się uratować człowieka. W moim przypadku ten czas był wręcz abstrakcyjnie długi. To trwało tak długo! Nigdy wcześniej nie chorowałem tak poważnie. Może to mnie uratowało…
- Przyznał pan w jednym z wywiadów, że przeżył coś, czego z medycznego punktu widzenia nie można było przeżyć, czyli dwa udary. Ma pan poczucie, że dostał drugą szansę od życia?
- Nie traktuję tak tego, choć rzeczywiście tak można by spojrzeć na tę sytuację. Ale gdyby ktoś mnie zapytał, co miałbym z tym z robić, to nie mam jeszcze odpowiedzi na to pytanie. Na pewno mogę o tym mówić i mogę być ambasadorem takich akcji. Mogę uczulać na to, że jest coś, co jest niewspółmierne – i to trzeba bardzo mocno podkreślić – do tych czynników zagrożenia, które udarowi się przypisuje, czyli bardzo wysoki stres, złe odżywianie. Ja się przedtem odżywiałem naprawdę przyzwoicie. Stres? Zgoda, ale udaru dostają nawet dzieci w wieku 5-6 lat.
- Jak wyglądały ostatnie miesiące w pana życiu i droga, którą pan przebył, by wrócić do normalności?
- Mój stan był koszmarny. Otaczali mnie na szczęście życzliwi ludzie i udało się. Wracam do pełni zdrowia i uprawiam już swój zawód. Gram, a oprócz tego prowadzę szkolenia z wystąpień publicznych, także wracam do pełni sprawności, mimo pewnej jeszcze nieruchomości prawej ręki i prawej nogi. Brakuje mi jeszcze 3-4 miesięcy.
- Czy to znaczy, że znów pojawił się pan na planie serialu „Barwy szczęścia”?
- Tak. To była wielka radość. Cały zespół i produkcja serialu zachowali się naprawdę cudownie. Mało tego, odegraliśmy scenę, w której Artur Chowański dostaje udaru. Umówiliśmy się, że będziemy odrabiali tę rzeczywistą sytuację na planie i tak też się stało.
- Kto wpadł na pomysł, żeby prawdziwe życie przenieść na plan serialu – pan czy scenarzyści?
- To wyszło od produkcji. I bardzo dobrze, bo zgodziłem się od razu.
- Wielkimi krokami zbliża się nowy rok, a wraz z nim postanowienia noworoczne. Wielu z nas obiecuje sobie, że będzie w nowym roku żyło zdrowiej. Na co pana zdaniem powinniśmy zwracać bardziej uwagę?
- Na pewno trzeba zwrócić uwagę na diagnostykę, ponieważ ona się na prawdę zmieniła. Współczesne choroby są niewspółmierne do tego, co było kiedyś, mimo że ludzie też chorowali i umierali. Myślę, że ludzie powinni zdać sobie sprawę z tego, że głównym powodem chorób w XXI wieku jest to, co jemy. Ilość chemii, którą spożywamy, jest niewiarygodna. Z drugiej strony coraz więcej mówi się o GMO, ulepszaczach – nasza świadomość rośnie. To jest duże wyzwanie na dzisiejsze czasy,
- A jakie wyzwania pan sobie stawia na nowy rok? Jakie ma pan postanowienia?
- Jedno już spełniłem, bo wróciłem do zawodu. A reszta? Mówiłem sobie, że jak z tego wyjdę, to będę żył, tak jak żyłem do tej pory. Ale już chyba nie mam ochoty żyć jak do tej pory.
- Czyli coś się jednak zmieniło?
- Każda taka sytuacja zmienia życie, ale nie wiem jeszcze, co chciałbym zmienić w swoim życiu. Na pewno coś będę chciał. I widzę to po efektach pracy, którą wykonuję. Ludzie do mnie inaczej podchodzą, także do tego, co i w jaki sposób mówię. To jest też dobra wskazówka – być uważnym w stosunku do siebie i innych ludzi.