Jacek Rozenek w połowie maja 2019 roku strafił do szpitala. Doznał udaru mózgu, który przykuł go do łóżka. Później trafił na wózek inwalidzki, miał problemy z mową, a jego prawa część ciała miała być sparaliżowana. - Jacek miał udar mózgu. Całkowicie stracił mowę – zdradził "Super Expressowi" bliski znajomy aktora w 2019 roku. Dziś mężczyzna wraca do siebie. Długa rehabilitacja przyniosła efekty i Jacek Rozenek odzyskuje sprawność dzięki ciężkiej pracy.
Mężczyzna pojawił się w sobotę w "Dzień Dobry TVN", gdzie wraz z synem Adrianem (z pierwszego małżeństwa z Katarzyną Litwiniak), opowiedział o dramatycznych momentach i prognozach lekarzy. Specjaliści przygotowali rodzinę na najgorsze. Myśleli, że Jacek Rozenek umrze lub nie wróci do pełnej sprawności:
SPRAWDŹ: Będzie WOJNA?! Kasprzykowski MIAŻDŻY Skrzynecką i program "Twoja Twarz Brzmi Znajomo"! MOCNA reakcja Gąsowskiego!
- Lekarze myśleli, że jestem schodzący z tego świata i tak przygotowywali rodzinę. Powiedzieli mi, że nie będę chodził w ogóle, że nie będę uprawiał sportu. Straszne rzeczy mi mówili - wyznał w DDTVN.
Jego syn również szczerze opisał trudne chwile. Był przygotowany na najgorsze i pojechał do szpitala, by pożegnać się z ojcem:
- Zadzwonił telefon, ojciec nie chciał, żeby kogokolwiek informować, ale sytuacja była krytyczna. Lekarze mówili, że umiera i nie przeżyje nocy. Więc pojechałem się pożegnać z ojcem. Ze wszystkich stron dostawałem informacje, że to już koniec. Nie wierzyłem, że chce mnie zostawić już teraz. Przez całe życie dawał z siebie 120 proc. Zdobywał najwyższe szczyty i biegał jak najdalej. Teraz to walka o coś innego, o powrót do zdrowia