"SE": - Czy chcieliby państwo znowu mieć 25 lat i dzisiaj zaczynać?
Jadwiga Barańska: - Za Boga mieć znowu 25 lat! Czas się zmienia i ja się zmieniam z czasem.
Jerzy Antczak: - Zaczynać teraz, gdy istnieje tak straszny przymus oglądalności? Nie... Kiedyś był trudny czas. Komuna, która jednak dawała pieniądze. To my decydowaliśmy o efekcie artystycznym, o obsadzie. Nie, nie chciałabym, żeby dziś ktoś stał nade mną z pistoletem...
Przeczytaj koniecznie: Jerzy Antczak: Pozostanę tu na zawsze
- Największe role zagrała pani u męża, a wielu mówi, że małżeństwo nie powinno razem pracować. No bo on nakrzyczy, pani się obrazi i obiadu nie ugotuje...
J.B.: - Gdyby to było biuro. Ale to jest zupełnie inny świat, świat czucia. Ja świetnie znam męża, każdy odruch zadowolenia, niezadowolenia. Kiedy mówił "nie rób tego", ja mu bezbrzeżnie wierzyłam.
J.A.: - Wiele małżeństw artystycznych nie potrafi pracować razem. Jeśli jeden robi szybciej karierę, pojawia się gorycz. Ale ja, ona, my nigdy nie czuliśmy się pokrzywdzeni... Można obsadzić kochankę, jakąś panienkę, ale jak się obsadza żonę, to musi być pięć razy lepsza. My, mężczyźni, jesteśmy próżni, jak się nie uda, szukamy winnych. A Barańska... wielokrotnie swoją pracą uratowała moją głowę.
J.B.: - Jak chcesz się wspinać, to ktoś ci tę drabinę musi trzymać. Najpierw drabinę trzymała nam moja matka, która poświęciła nam życie. Potem ja trzymałam jego drabinę, a on moją.
- Jesteście 57 lat po ślubie, w tym środowisku to nie takie łatwe. Jest na to jakaś recepta?
J.B.:- Nie ma takiej recepty.
J.A.: - Jadziu, wyrozumiałość. Poza tym nie spotkałem kobiety tak wyzutej z drapieżności. Ja nie słyszałem, żeby Jadzia kiedyś powiedziała o koleżance, że jest brzydka, niezdolna... Jadzia ma taką nadwyżkę uczuć, że to również trzymało nas razem.
Patrz też: Halina Frąckowiak: przeżyłam dla syna
- Odeszła pani u szczytu kariery. Nie żal, tyle ról jeszcze mogła pani grać?
J.B.:- Nie wiem, czy bym jeszcze tyle ról zagrała. Lata 80.? W czym by mnie pani obsadziła? A w dzisiejszym serialu znalazłaby pani dla mnie rolę? Może babci, żeby zarabiać pieniądze... Nie miałabym dzisiaj takiej szansy. Osiągnęłam maksimum.
- Co pani robiła w Ameryce?
J.B.:- Zajmowałam się domem, potem pracowałam w studiu. Robiliśmy dokrętki, byłam kimś w rodzaju montażystki... Ja jestem dziecko okupacyjne, ja mogę umyć podłogę, w fabryce pracować. Nie wiem, czy jest wiele aktorek w Polsce, które pracowały w fabryce, żeby przetrwać, a ja pracowałam. Kiedy nie dostałam się na studia, poszłam do zakładów dziewiarskich. To były stalinowskie czasy, ktoś napisał na mnie anonim. "Dziecko, żebyś się nie odzywała. Wysłuchaj i przeproś. A jak będziesz szła na studia, to ja ci napiszę opinię" - miałam mądrego przewodniczącego Rady Zakładowej, pana Sobisia, który tak właśnie radził mi, zanim stanęłam przed czerwonym stołem. Mija 25 lat, jest po premierze "Nocy i dni". Dostaję list: "Nie wiem, czy pani mnie pamięta?" - pisze pan Sobiś. Odpisałam mu: "Ja pana nie tylko pamiętam, ja zawdzięczam panu życie!".
- Wrócicie kiedyś do Polski na stałe?
J.B.: - Nie, jestem już na to za stara. Mamy szansę przyjeżdżania co roku, mamy polską telewizję. Nie ma uczucia tęsknoty...
- Zrobicie jeszcze razem film?
J.A.: - Nikt mi w Polsce nie da pieniędzy. Poza tym byłoby nietaktem zabierać miejsce młodym.
Zgrana para
Jerzy Antczak, aktor, słynny scenarzysta, reżyser teatralny, filmowy, twórca "Hrabiny Cosel", "Nocy i dni", "Damy Kameliowej", "Chopina. Pragnienie miłości". Wiele lat był naczelnym reżyserem teatru telewizji. Z żoną Jadwigą Barańska wyjechali z Polski w 1980 r.
W Los Angeles został profesorem szkoły filmowej. W 2009 r. odsłonięto gwiazdę reżysera w Alei Gwiazd w Łodzi. We wrześniu uhonorowano go Platynowymi Lwami w Gdyni.
Jadwiga Barańska, scenarzystka, aktorka teatralna, filmowa. Zagrała hrabinę Cosel, Barbarę Niechcic w "Nocach i dniach", hrabinę Elzonowską w "Trędowatej", matkę Chopina w "Chopinie...". W 1999 r. odcisnęła swoją dłoń na Promenadzie Gwiazd w Międzyzdrojach. Para ma syna Mikołaja.