Chyrę spotkaliśmy, gdy błąkał się po warszawskim Śródmieściu. Niepewnie stawiał krok za krokiem. Wyglądało to tak, jakby nie wiedział, dokąd idzie. O mały włos wielki aktor nie stracił przy tym życia! Wręcz wtargnął na szeroką jezdnię, po której gnały samochody! I nagle wszystko stało się jasne. Chyrę przeraźliwie bolały oczy. I nie dziwił już kapelusz, wielkie czarne okulary i rozpostarty nad jego głową ogromny parasol. Po prostu aktor chronił się przed drażniącymi jego wrażliwe źrenice promieniami słonecznymi.
I dlatego jak oślepiony lawirował między samochodami. Ale wreszcie zobaczył światełko w tunelu - aptekę! Tam czekało bowiem rozwiązanie jego ogromnego problemu. Krople do oczu. Po niespełna 10 nerwowych minutach w kolejce udało się. Andrzej stanął na progu, zdjął okulary, zapuścił do oczu zakupiony przed chwilą specyfik i... stał się cud. Problemy z oczami minęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Parasol już nie był potrzebny, a okulary i filuternie zatknięty na głowie kapelusik spełniały od tej pory raczej funkcję ozdobną. Pokrzepiony znaczną poprawą wzroku aktor dziarsko ruszył przed siebie rozkoszować się spacerem w pełnym słońcu. A następnie do samochodu...
Uff, parę kropel i już bezpieczniej, i po bólu.