Jak wyglądają święta na Podkarpaciu? Bartek Boratyn opowiada o tradycjach w jego domu
Zawsze przyjeżdżam do domu zaraz po wydaniu ostatnich zamówień w mojej pracowni w Warszawie. Po niecałych 3 godzinach drogi dojeżdżam do znajdującego się na Podkarpaciu Łańcuta i zaczyna dziać się magia. Przygotowuję barszcz grzybowy z najdoskonalszych grzybów wyselekcjonowanych tylko na święta, które zajadamy wraz ze smażonymi na maśle ziemniakami, następnie pieczonego dorsza w sosie z suszu wigilijnego. Jest kilka rodzajów pierogów, a później najlepsze, czyli dania na słodko. W domu z babcią zawsze pieczemy ryż na mleku z cynamonem i suszonymi śliwkami oraz to, co sprawia, że nasze święta są wyjątkowe, czyli domowe siekane kluski z makiem i bakaliami, zatopione w tonie masła, miodu i aromatu migdałowego. To jest istny obłęd. Kończymy oczywiście kompotem z suszu i kieliszkiem najlepszego czerwonego wina. Po kolacji jedziemy odwiedzić drugą babcię, u której na Wigilii pojawiają się zupełnie inne dania, takie jak zupa grochowa, kasza jaglana z suszonymi jabłkami i gruszkami, czy kiszony biały barszcz, na który zakwas robi własnoręcznie. Ciasta oczywiście przywożę ja z mojej pracowni.