Już od dawna głośno jest o filmie "Dziewczyny z Dubaju". Przy okazji tej produkcji pojawiało się wiele konfliktów, a teraz przyszła pora na kolejny z udziałem Emila Stępnia i Jana Englerta. Dyrektor Teatru Narodowego, jeszcze przed premierą filmu wypowiedział się o swoim udziale w tym projekcie. Te słowa nie spodobały się byłemu mężowi Dody, który nie przebiera w słowach komentując to co powiedział Englert.
ZOBACZ: Obejrzeliśmy film "Dziewczyny z Dubaju". Katarzyna Figura bawi i przeraża! Czy Doda może otwierać szampana? RECENZJA
Ostatnio Jan Englert był na ustach wszystkich, po tym jak przyznał się, że ma tętniaka. Teraz jednak, głośno jest o jego udziale w "Dziewczynach z Dubaju". W rozmowie z Plejadą powiedział co myśli o swojej roli:
- Moja rola tam jest żartem. Na początku nie wiedziałem, kto, co i jak, ale gdy przyszedłem na plan i zobaczyłem stado paparazzich, a pomiędzy nimi panią Dodę, to zrozumiałem już, dlaczego zostałem zaangażowany i dostałem dużą stawkę - mówił dyrektor Teatru Narodowego.
Na wczorajszej premierze filmu, zapytano Emila co sądzi o słowach Englerta.
- Uważam, że to są słowa, których nigdy nie powinien użyć. Był z tego bardzo zadowolony, jeśli byłaby kpina, to nie powinien przyjmować tej roli, więc pamiętam, co innego mi mówił, jak się spotkaliśmy na Chełmskiej – mówi Emil Stępień w rozmowie z Kozaczkiem.
Były mąż Dody nie rozumie dlaczego Englert powiedział takie słowa, bo przecież świadomie wziął udział w produkcji, po przeczytaniu scenariusza.
- Skoro tę rolę brał i został za nią wynagrodzony, nie powinien używać takich słów deprecjonujących. Udział Jana Englerta w tym filmie, to wizytówka, jako dyrektora Teatru Narodowego, który zgodził się grać w tym filmie, przeczytawszy scenariusz, wystawia mu laurkę w postaci jakości tego scenariusza, ale nie nazwałbym kpiną tej roli – tłumaczy producent filmu „Dziewczyny z Dubaju”.