Jan Englert i Beata Ścibakówna udzielili ostatnio wspólnego wywiadu magazynowi "Viva!", w którym przyznali, że starają się czerpać z życia garściami.
- Uwielbiamy razem wyjeżdżać. Ja leżę na leżaku pod parasolem i czytam książkę, a mąż chodzi po grajdołach i rozmawia ze znajomymi. Gramy w tenisa, chodzimy na długie spacery. Jak Helena była mała, bawił się z dziećmi na plaży, organizował im różne atrakcje. Przez lata nie widziałam, żeby leżał na plaży - mówi żona aktora.
Jan Englert przyznaje, że chciałby wierzyć w prawdziwość słów Jerzego Pilcha, który pisał, że: „Wszystko jedno, czy ma się przed sobą 10 lat, rok czy tydzień. Zawsze ma się przed sobą wszystko”. Aktor prawdopodobnie już od kilku lat żyje z tętniakiem aorty szyjnej. Najbardziej przeraża go wizja, że mógłby zostać "warzywem".
- Wegetacja mnie przeraża, dlatego mam hasło – umrę zdrowy! Bez męki, pyk i do widzenia. Piękne. Byle jeszcze nie dzisiaj. Żeby to jeszcze potrwało. Ale trwanie ma sens wtedy, kiedy człowiek rzeczywiście ma coś do zrobienia - wyznaje Jan Englert.
Pozostaje więc życzyć mu dużo zdrowia i przeżycia wielu pięknych chwil.