Jan Englert żyje z tętniakiem w aorcie szyjnej. Dziś wyznaje: Umieram
Wiadomość o chorobie była wstrząsem dla fanów aktora. On sam uspokoił ich, zdradzając, że cały czas jest pod opieką lekarzy, którzy monitorują jego stan. - Mając tyle lat, ile mam, po prostu żyję. Nie umieram ani nie skradam się do umierania. Po prostu żyję i kolekcjonuję ludzi. Gdybym spojrzał w przeszłość, to moje życie składa się z rozdziałów i podrozdziałów, którymi były spotkania z ludźmi ciekawszymi ode mnie – wyznał kilka tygodni temu w Plejadzie. W nowym wywiadzie ponownie wrócił do tematu choroby. Poruszył temat umierania...
Na pytanie dziennikarza: "Gdzie pan widzi swoje miejsce w tym świecie?" odpowiedział:
- Gdzie jest moje miejsce? Nigdzie. Umieram. Dlatego nie mam z tym najmniejszego problemu. Znaczy mam, bo się martwię o tych, których w tej chwili uczę. Martwię się z pozycji człowieka, który przeżył inny świat i inne życie. Uważam, że moje pokolenie jest najszczęśliwsze w historii tego kraju. Przeżyliśmy wszystko. Ja nawet sięgnąłem wojny, choć jej nie pamiętam. Stalinizm przeżyłem już świadomie, wszystkie odwilże, wszystkie rozczarowania odwilżami. Zdumiewa mnie, że nie jesteśmy w stanie nic się nauczyć, że popełniamy te same błędy. Tak naprawdę nie umiemy pracować dla sprawy. Umiemy umierać dla sprawy. Ja jestem zwolennikiem pracy organicznej. Uważam, że tylko pracą, ale prawdziwą, nie udawaną dokumentujemy patriotyzm, szlachetność, przechodzenie do historii. To staram się przekazać młodszym pokoleniom - czytamy w wywiadzie dla PAP Life.