Jan Jakub Kolski po śmierci córki długo unikał mediów. Nie chciał zwierzać się nikomu z tego, co przeżywa. Swoje emocje i przeżycia zaczął spisywać w pamiętniku, który nazwał "Dziennikiem czołgającego się". Dopiero pięć miesięcy po śmierci Zuzanny zdecydował się opowiedzieć o tragicznych chwilach, które przeżył.
- Śmierć bliskich jest czymś strasznym, bolesnym. A najbardziej dolegliwe jest odwrócenie kolejności. Kiedy stawałem nad grobem matki, łatwiej mi było się z tym pogodzić, niż kiedy stałem nad grobem córki w dwa tygodnie po tym, jak dostała dyplom ukończenia wymarzonych studiów w Londynie - wyznał w wywiadzie dla Vivy, dodając jeszcze: - Myślę, że też robiłaby filmy. Wszystko ku temu zmierzało.
Kolski wytłumaczył też, dlaczego tak długo unikał mediów. Żalił się na zainteresowanie fotoreporterów pogrzebem i przykre komentarze w sieci.
- Czuję się ch**owo, ale nie mam ochoty dzielić się tą ch**owością z innymi. Dlatego, że to jest wykorzystywane potem przeciwko mnie. Nie chcę funkcjonować jak tarcza strzelnicza. Nie chcę pokazywać, że dziesiątkę mam w okolicach serca. Wcale nie trzeba strzelać w głowę, żeby mnie zabić – stwierdził.
Tragiczny wypadek Grażyny Błęckiej-Kolskiej i jej córki wydarzył się w lipcu. Auto, które prowadziła aktorka z niewiadomych przyczyn wypadło z drogi i uderzyło w barierki. Jej nic się nie stało, ale 23-letnia Zuza doznała bardzo poważnych obrażeń. Natychmiast trafiła do szpitala, ale lekarzom nie udało się jej uratować.
Zobacz: Grażyna Błęcka-Kolska zakłada fundację na cześć zmarłej córki. Aktorka doszła do siebie po wypadku?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail