Jest założycielem Kabaretu pod Egidą, w którym w swych monologach, skeczach i piosenkach przez długie lata piętnował, ośmieszał, wykpiwał polską rzeczywistość i rządzących naszym krajem. Zresztą świetnie robi to do dzisiaj. - Czas na kabaret jest i będzie zawsze. Bo nie ma czegoś takiego jak zły moment dla kabaretu. Trzeba na to patrzeć jak na jeden ze sposobów na zabawę, na przyjemne spędzenie paru chwil. A przede wszystkim kabaret to okazja do złapania dystansu do otaczającej nas rzeczywistości - twierdzi popularny artysta. I choć przyznaje, że w gruncie rzeczy jest poważnym facetem, to śmiech jest dla niego niezwykle ważny. - My, satyrycy, jesteśmy po stronie optymizmu. Podobno mamy serca po... śmiesznej stronie. Zaś jedną z najważniejszych wspólnot jest wspólnota śmiechu - mówi z przekonaniem satyryk.
- Kiedyś kabaret to był kabaret! Czasy jednak się zmieniły, chyba śmiejemy się rzadziej i z innych rzeczy niż dawniej. Czy dzisiaj kabaret jest nam w ogóle potrzebny?
- Czas na kabaret jest i będzie zawsze. Bo nie ma czegoś takiego, jak zły moment dla kabaretu. Trzeba na to patrzeć jak na jeden ze sposobów na zabawę, na przyjemne spędzenie paru chwil. A przede wszystkim kabaret to okazja do złapania dystansu do otaczającej nas rzeczywistości.
- Nadal czuje się pan satyrykiem?
- Tak, choć w gruncie rzeczy jestem bardzo poważnym facetem. Dlatego właśnie siedzę teraz na Krakowskim Przedmieściu i przygotowuję imprezę w obronie polskiej poezji. A z cokołu spogląda na mnie Mickiewicz i dodaje skrzydeł. Z satyrą wciąż mam wiele do czynienia, bo poza programem "Wolne żarty" jeżdżę po kraju ze swoimi utworami. Nie sugeruję się tym, co modne, co w dobrym, a co w złym stylu, tylko podążam własną ścieżką i nie zwracam uwagi na sezonowe mody.
- Nadal najbardziej irytują pana polskie drogi?
- Kiedyś tak powiedziałem i jeszcze dodałem, że jak pewien premier przecinał wstęgę na nowym odcinku autostrady, to wstęga była dłuższa od tego odcinka... Ale irytuje mnie też wiele innych rzeczy. Głównie nasz nieudolny rząd, jednak nie będę się nad tym rozwodzić, tym bardziej że pewnie nie jestem w tej irytacji odosobniony.
- Śmiech to zdrowie?
- Jasne! My, satyrycy, jesteśmy po stronie optymizmu. Podobno mamy serca po śmiesznej stronie. Zaś jedną z najważniejszych wspólnot jest wspólnota śmiechu. Właśnie z myślą o tych, którzy śmiać się nie chcą albo nie potrafią, organizowałem po roku 1989 Kabaretowe Kursy Śmiechoterapii. Oj, wesoło było na tych "kursach", wesoło...
- Ale chyba najweselej bywało w Kabarecie pod Egidą, jeszcze w latach 70.?
- Tak, zwłaszcza gdy na sali pojawiali się tajni współpracownicy peerelowskich służb, nagrywali nas, a nierzadko utrudniali występy. Dlatego część naszego repertuaru szersza publiczność mogła usłyszeć dopiero po latach.
- Otrzymał pan wiele wyróżnień i odznaczeń za swoją twórczość, m.in. od prezydentów, premierów. Niektórzy mają to panu za złe...
- Zawsze znajdą się tacy, którzy będą mieli za złe. Te wyróżnienia za osiągnięcia artystyczne, za działalność na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, bo tak jedno z nich brzmiało, dowodzą, że moja praca jako satyryka jednak na coś się przydała. I to cieszy.
- W Kabarecie pod Egidą pojawiały się też przeróbki znanych dziecięcych bajek... Była i "Kaczka Dziwaczka". Czy chciał pan dotrzeć również do dzieci?
- Niezupełnie tak. Czasami wykorzystywaliśmy bajki, ale przekaz był adresowany do dorosłych. Tak np. powstała "Paczka Polaczków", istotnie według Brzechwy. To było tak "Nad Wisłą w smutnym baraczku mieszkała paczka Polaczków. I zamiast trzymać się normy, robiła grubsze reformy".
- Najlepsze lata już za czy jeszcze przed panem?
- Trzeba wierzyć, że przed.
- Dziękuję za rozmowę. Jan Pietrzak
Przyszedł na świat w 1937 roku w Warszawie. Jest satyrykiem, aktorem, autorem i wykonawcą licznych piosenek i skeczy. W 1960 roku związał się z estradą poetycką klubu studenckiego Hybrydy. W 1967 roku założył Kabaret pod Egidą, z którym zdobył ogromną popularność. Od 2013 roku prowadzi program satyryczny w stacji Telewizja Republika.