Niedawno nakładem wydawnictwa Harde ukazała się twoja powieść kryminalna, pt. „Szczątki. Kod 148: morderstwo”. Co zainspirowało cię do jej napisania?
Kiedyś przeczytałem w internecie artykuł, który mną wstrząsnął. Wyobraziłem sobie wówczas, co by się stało, gdyby ta historia nie skończyła się happy endem, tylko potoczyłoby się najgorzej jak to tylko możliwe. W mojej głowie od razu zaczęły wyświetlać się pewne obrazy, które postanowiłem opisać i tak oto mamy pierwszy tom trylogii.
Do jakiego czytelnika skierowana jest ta powieść?
Pisząc nie myślałem o konkretnym odbiorcy, ale każdy kto lubi czytać znajdzie w niej coś dla siebie. Szczególnie ci, którzy lubią kryminały i historie nacechowane mocnymi emocjami, a także wartką akcję. To literatura rozrywkowa, kryminalna, sensacyjna, thriller. W tej książce jest też spora dawka romantyzmu, chociaż jedna z osób, która już miała okazję już ją przeczytać twierdzi, że miłość między głównym bohaterem i jego kobietą jest toksyczna.
Czy w życiu prywatnym zdarzyło ci się spotkać pierwowzór głównego bohatera - Fiodora Graleckiego?
Fizycznie tak. Opisując fizyczność Fiodora myślałem o kimś konkretnym. Natomiast patrząc pod kątem psychologicznym na jego charakter i sposób postępowania miał wpływ zlepek różnych osób i osobowości. Ciężko mi więc powiedzieć, że o jest jedna osoba. To nie jestem na pewno ja ani nawet ktoś kogo znam.
Od lat piszesz teksty piosenek dla wielu polskich artystów, m.in. dla Ewy Bem, Kuby Badacha, Kayah, czy Sławka Uniatowskiego, współpracowałeś ze Zbigniewem Wodeckim. Nie czujesz czasem takiego niedosytu, kiedy to oni zbierają gratulacje, a ty jesteś cichym bohaterem ich sukcesów, o którym nikt zazwyczaj nawet nie wspomni?
Nigdy nie myślę pod takim kątem. Nigdy nie miałem problemu z tym, że chwali się frontmenów. Sam czerpię ogromną przyjemność z tego, że ktoś chce śpiewać moje teksty. Współpraca z wieloma wykonawcami była dla mnie trochę jak spełnienie marzeń. Jako dzieciak słuchałem Ewy Bem, czy Zbyszka Wodeckiego, a później miałem szansę pracować ze swoimi idolami. Nie każdemu jest takie coś dane. Poza tym pisząc dla kogoś staram się wczuć w jego rolę. Największą satysfakcję mam, kiedy kobiety śpiewają moje piosenki i czują się w nich fajnie, bo to znaczy, że dobrze zagrałem swoją rolę.
Miałeś też epizod z pisaniem tekstów do utworów disco polo. Dla jakich zespołów pisałeś?
Byłem wtedy na początku swojej drogi artystycznej. Nie grałem jeszcze w serialach, a trzeba było w jakiś sposób podreperować sobie budżet. Jedna z wytwórni disco polo kupowała teksty piosenek na sztuki i sama rozdzielała między swoich wykonawców, dlatego nawet nie wiem, kto je śpiewał. Płacili od razu gotówką i to całkiem przyzwoicie. Podpisywałem je pseudonimem Onufry Januszkiewicz (uśmiech).
Czy potrafiłbyś całkowicie zrezygnować z aktorstwa na rzecz pisania?
Nie potrafiłbym zrezygnować z aktorstwa dla pisania ani z pisania dla aktorstwa. Szczęśliwie od lat udaje mi się łączyć jedną i drugą pracę.
Rozmawiała Martyna Rokita
Więcej w naszym ekskluzywnym wywiadzie wideo.