Janusz Panasewicz udzielił wywiadu dla magazynu "Twój Styl". Podczas rozmowy opowiedział o swoim 30-letnim rockandrollowym życiu. Porzucił je dla rodziny. Gdy mówi o swoich pięcioletnich bliźniakach, łamie mu się głos.
- Chłopcy swoje wyegzekwują. Właśnie kupiliśmy im hulajnogi i muszę ganiać za nimi po podwórku. Spróbuj dogonić pięciolatka na hulajnodze - żartował podczas rozmowy.
Jak zareagował na wiadomość o tym, że zostanie ojcem? Na początku przeraziła go myśl o utraconej wolności. Bał się, iż nie będzie miał już czasu na swoje sprawy: nie napisze tekstów, nie wyda nowej płyty.
- Wiedziałem ile czeka mnie obowiązków. Przez te wszystkie lata przyzwyczaiłem się, że życie kręci się wokół mnie. A tu nagle wszystko miało się zmienić. Oczywiście można zatrudnić nianię, ale co to wtedy za ojcostwo? Bałem się, że dzieci strącą mnie z piedestału.
Panasewicz martwił się faktem, że jest już za stary na bycie ojcem i wychowywanie maluchów. - To była druga myśl, która pojawiła się, gdy Ewa zakomunikowała, że jest w ciąży. "Wydaje mi się, że to będą bliźniaki, tak przewidują", dodała, a pode mną się nogi ugięły. "Bliźniaki!", myślałem przerażony. "No dobra", odpowiedziałem.
Szybko zorientował się, że Ewa to kobieta jego życia. - Była inna niż wszystkie dziewczyny, z którymi byłem: ciepła, rodzinna. Miałem romanse, ale ciągle mi nie wychodziło. Zawsze były krytyczne dwa lata. Mówiłem sobie: "Jak dwa lata przejdą, coś z tego będzie". Nigdy się nie udało. Już miałem dość. Powtarzałem sobie: "To przez cholerny zawód. Jaka kobieta wytrzyma z gościem, którego wciąż nie ma, bo jeździ po świecie".
A jednak udało się. 56-letni Panasewicz ma szczęśliwą rodzinę.