Jarosław Jakimowicz to bez wątpienia jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci w polskich mediach. Prezenter TVP nie stroni od skandali i nie gryzie się w język, zwłaszcza na swoich profilach w mediach społecznościowych. W ostatnim odcinku programu "W kontrze", który prowadzi z Anną Popek, wykpił problem, z jakim borykają się miliony Polaków. Jego cenną "radą" na oszczędzanie na wysokich cenach energii jest… rezygnacja z ogrzewania mieszkań.
- W apartamencie, w którym mieszkam od 16 lat, nigdy nie odkręciłem ogrzewania zimą. Ja lubię, jak jest zimno, lubię ten chłód. [...] Ochroniarz jak czasami przynosi paczkę jakąś, otwiera drzwi, mówi "Jezus! Panie Jarku, jak u pana zimno". Żyję? Żyję! A dzisiaj mówimy o tym, że trzeba by o stopień mniej zredukować... może dwa. "Olaboga, już zamarzniemy!", krzyczą. Ludzie, na litość boską! - apelował na wizji.
"Rada" Jakimowicza wcale nie taka cenna? Za nieogrzewanie mieszkań mogą grozić konsekwencje
Jarosław Jakimowicz najwyraźniej zapomniał, że spółdzielnia lub wspólnota może wpisać w uchwale, jaka minimalna temperatura ma panować w mieszkaniu. Osoby, które nie ogrzewają swoich lokali, mogą ponieść konsekwencje. Wszystko przez to, że niska temperatura w mieszkaniu to prosta droga do pojawienia się pleśni, a w efekcie zagrzybienia mieszkań sąsiadów. Na mieszkankę Gdyni, która chciała zaoszczędzić na ogrzewaniu i przed wyjściem do pracy zakręcała grzejniki, została naliczona opłata w wysokości 500 złotych. Chodziło o to, że w jej lokum panowała niższa temperatura, niż wymagane przez regulamin spółdzielni 16 stopni Celsjusza. Jak podkreśliła spółdzielnia, może to prowadzić do wychładzania stropów i mieszkań sąsiadujących, a także do wyhodowania pleśni. Sprawa ta skończy się prawdopodobnie w sądzie, gdyż kobieta zapowiedziała, że nie dopłaci wymaganej kwoty.
Zbyt niska temperatura w mieszkaniu może odbić się na także zdrowiu, zwłaszcza seniorów, dzieci i osób cierpiących na niektóre choroby przewlekłe. Jarosław Jakimowicz najwyraźniej zapomniał i o tym...